Forum Dyskusje na temat Harryego Pottera Strona Główna   Dyskusje na temat Harryego Pottera
Dyskusje na temat Harryego Pottera
 


Forum Dyskusje na temat Harryego Pottera Strona Główna -> Inne światy -> Gdy słońce gaśnie a nastaje mrok (Tekst Pojedynkowy)
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
  Post Gdy słońce gaśnie a nastaje mrok (Tekst Pojedynkowy) - Wysłany: Pią 16:48, 06 Lip 2007  
Aravan
Potomek Slytherina



Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 804
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Podmroku


Tekst powstał na potrzeby Sali Wyzwań na Forum Mithgar. [link widoczny dla zalogowanych]
***********************************************************

Dwoje młodych ludzi: Chłopak i dziewczyna, szybkimi krokami przemykało przez wąskie piaszczyste ścieżki starego cmentarzyska. Byli czymś bardzo poruszeni. Wyglądali jakby uciekali przed czymś… Mijali kolejne nagrobki, gdy wyskoczyli na uliczkę prowadzącą do głównej bramy dziewczyna potknęła się i przewróciła.

– Nie mam już siły – wystękała próbując się podnieść.

– Chodź, nie mamy za wiele czasu. Za jakieś pół godziny zajdzie słońce a w tym czasie musimy być jak najdalej od tego przeklętego miejsca – powiedział jej towarzysz pomagając dziewczynie wstać. Dotarli do wysokiej solidnej stalowej bramy, była zamknięta.

– I co teraz? – Zapytała z rozpaczą w głosie – nie dam rady przez nią przejść, ani też przez ogrodzenie.

– Znajdziemy inne wyjście, szybko! – Mrukną chłopak czując narastający strach.

Pobiegli w przeciwnym kierunku modląc się w duchu, aby było inne wyjście. Przystanęli nagle, gdy spostrzegli dziwnego mężczyznę z pochyloną głową w dół i kołyszącego się lekko na boki stojącego w cieniu dwóch wysokich krypt. Odwrócił głowę ku zachodzącemu słońcu a oni podążyli za jego wzrokiem, Słońce niemalże zaszło całkowicie. Na jego twarzy zagościł chytry uśmieszek. Gdy ponownie popatrzyli w tamto miejsce, mężczyzny już nie było. Znów zaczęli biec dysząc ciężko. Zawiał zimny porywisty wiatr wzbijając w górę suche liście, po kilu długich minutach słońce znikło za horyzontem i po chwili zalała ich ciemność. Gdzieś w oddali zawył wilk.

– Nigdy stąd się nie wydostaniemy – mruknęła zrezygnowana dziewczyna.

– Wydostaniemy się, wszystko będzie dobrze nie martw się – odparł młodzieniec wyciągając długi miecz z pochwy na plecach.

Powietrze zgęstniało tworząc lekką mgłę sunącą wolno między grobami. Dziewczyna spojrzała na powyginane drzewo za bratem i krzyknęła z przerażenia.

– Co się stało?! – Spytał wystraszony jej krzykiem.

– Z-za tobą… naa d-drzewie… wisielec!

Chłopak spojrzał w tamtą stronę, lecz niczego niezwykłego nie zobaczył.

– Nic tam niema – oznajmił.

Dziewczyna z obawą popatrzyła na drzewo. Faktyczni, wisielca nie było.

– Był tam! Widziałam go! Och, co tu się dzieje, Aderinie?!

Chłopak nic nie odpowiedział tylko złapał dziewczynę za rękę i ruszyli przed siebie. Szli wolno i cicho rozglądając się czujnie na boki. Sporadycznie płonące pochodnie rzucały cienie na nagrobki, które przybierały przeróżne ruchome straszne kształty zwodząc zmysły przybyszów i przyprawiając ich o gęsią skórkę. Kiedy zostawały za nimi, cienie ożywały i próbowały ich złapać. Coś przemknęło przed nimi. Przystanęli wpatrując się w tamto miejsce, lecz niczego nie zobaczyli. Aderin po chwili namysłu podszedł do jednego z grobów i chwycił wolną dłonią jedną z pochodni i wręczył ją siostrze potem wziął druga dla siebie.

– Wybacz, ale tobie się już nie przydadzą – mrukną w stronę grobu, z którego zabrał pochodnię.

Ruszyli dalej oświetlając sobie drogę ich mdłym światłem. Po jakimś czasie na niebie pojawiła się srebrzysta tarcza księżyca, co chwila zasłaniana przez kłęby mgły jakby nie chciała dopuścić jego światła. Byli coraz bardziej zmęczeni, ale nie zważali na to, szli dalej. Nie dość, że w dzień uciekali przed jakimiś ludźmi w szatach kapłańskich to jeszcze trafili na cmentarz Esserthen! Kiedyś jak był młodszy ojciec mu opowiadał o nim. Mówił, że tu dzieją się dziwne, straszne rzeczy, że jest siedliskiem złych duchów i wyznawców mrocznych kultów odprawiających swoje krwawe i makabryczne obrzędy. Od wielu, bardzo wielu lat nikt tu z mieszkańców okolicznych wiosek nie przychodził. To miejsce miało złą historie... Kiedyś słyszał przypadkiem w karczmie jego rodzinnego miasteczka jak grupka ludzi słucha przerażonego starca. Przez całą opowieść był blady jak śmierć, trząsł się a na ubraniu miał ślady krwi. Mówił o morderstwie na tym właśnie cmentarzu o dziwnych stworach i krzyku umierających ludzi.

* * *

– Mój Pan wraz z żoną i ich dzieckiem postanowili odwiedzić groby ich bliskich w Esserthen, choć wiedzieli o pogłoskach na jego temat, ale co ja mogłem? Jestem tylko służącym… zawiozłem ich tam – mówił stary człowiek. – Wyruszyliśmy o świcie.

– Czy niczego niezwykłego nie zauważyliście?! – Zdziwił się jakiś człowiek przy stoliku.

– Niczego, wszystko było normalnie, nie licząc tego, że tylko my tam byliśmy. Przed zmierzchem postanowili wrócić, ale brama była zamknięta… Potem zrobiło się ciemno i… iii… – głos mu się łamał – pojawili się jacyś ludzie, przypominali kapłanów i zabrali ich. Ja ukryłem się za grobem i tak leżałem jakiś czas. Potem usłyszałem krzyki, więc poszedłem zobaczyć, co się dzieje i gdy dotarłem na miejsce… Och bogowie, jak mogliście na to pozwolić?!

– Mów starcze! Co tam się stało! – Zagrzmiał inny głos.

– Było tam siedmiu kapłanów, stali w kole trzymając się za ręce a w samym środku był mój pan z rodziną. Coś mówili, chyba jakieś zaklęcie. Potem wyciągnęli noże i poćwiartowali ich zostawiając jedynie ich syna przy życiu… Dalej mówili jakieś formułki i zrobiło się strasznie zimno… usłyszałem przeraźliwe wycie a potem pojawiły się jakieś potwory… i uciekłem. Przeszedłem jakimś cudem przez bramę i odwiązałem konia od wozu, i uciekłem – ukrył twarz w dłoniach szlochając żałośnie.

Następnego dnia starzec zmarł a jego twarz wykrzywiona była w skrajnym przerażeniu.

* * *

Chłopaka przeszedł dreszcz na samo wspomnienie tej rozmowy i z nową siłą przyspieszył kroku.
Po jakimś czasie zatrzymali się, aby odsapnąć chwilkę.

– Boję się – oznajmiła nagle dziewczyna.

– Nie potrzebnie, Eflin– odparł przytulając ją. – Poradzimy sobie.

– To miejsce mnie przeraża, jest w nim coś strasznego… Jakby obserwowano mnie.

– Nikogo tu nie ma oprócz nas.

– Nie była bym tego taka pewna, coś, ktoś tu jest.

– Więc nie czekajmy na potwierdzenie twych słów i wynośmy się stąd czym prędzej.

Chłopak podniósł się z ziemi spojrzał na drogę przed nim chwilowo oświetloną blaskiem księżyca. Ku jego ogromnemu zdziwieniu na drodze stała mała dziewczynka spojrzała na niego i znikła. Chłopak zamrugał zdziwiony.

– Coś się stało? – Spytała go dziewczyna.

– Nie, to znaczy tak, przed chwila zobaczyłem kogoś…

– Kogo?

– Małą dziewczynkę, spojrzała na mnie a potem po prostu rozpłynęła się w powietrzu.

Oboje podeszli w tamto miejsce, było pusto. Chłopak potrząsnął głową mocniej ściskając rękojeść miecza i rozglądając się czujnie ruszyli dalej w poszukiwaniu wyjścia. Co jakiś czas zauważali jakiś cień przemykający między grobami, ale szli dalej. Dziewczyna potknęła się o coś i gdyby nie szybka reakcja jej brata, przewróciłaby się. I w tym momencie dostrzegli coś we mgle nie wyraźną skuloną postać pochylającą się nad czymś. Do ich uszu doszedł mlaskanie i dziwne chrupanie. To „coś” spojrzało w stronę dwójki ludzi a jego oczy błysnęły niczym u kota i czmychną w mrok nocy.
Wystraszeni spojrzeli po sobie i niepewnym krokiem podeszli do czegoś, nad czym pochylało się to „coś”.

– O bogowie! Czy to?

Dziewczyna zasłoniła sobie ręką usta, gdy zbliżyli się do owego miejsca, wyglądało jak ludzkie ciało w kałuży krwi. Chłopak przysuną pochodnie i ku ich uldze okazało się to kupką liści, ziemi i gałęzi w kałuży brudnej wody.

– A już myślałam – odetchnęła z ulgą dziewczyna.

– Z daleka wyglądało na zwłoki.

– A te stworzenie, widziałeś je?

– Tak, to pewnie był jakiś pies. – Rzekł chłopak i uśmiechnął się do siostry i w tedy z za nagrobka coś na niego skoczyło powalając na plecy.

– Aghhh! – Krzykną wystraszony.

– Nic ci nie jest?! – Krzyknęła Eflin. – Co to było?!

– To był tylko pies…, Ale mnie wystraszył!

Wstał i otrzepał się poczym wraz z siostrą oddalili się. Wiatr powiał mocniej odsłaniając część liści z, pod których wystawało ludzkie ramię a usypana ziemia nasączona był krwią wyciekając na zewnątrz wolno i w blasku pochodni sprawiając wrażenie jakby istotnie była to brudna woda. Eflin i Aderin wdrapywali się właśnie na wysoki pagórek, kiedy do ich uszu dotarło głośne wycie i warczenie za ich plecami. Obejrzeli się gwałtownie dostrzegając jedynie ledwo widoczne ciemne zniekształcone sylwetki podążające za nimi.

– Biegiem! – Krzykną i puścił się na przód ciągnąc za rękę dziewczynę. I znów ujrzeli dziwnego człowieka.

– Jak można się stąd wydostać?! – Zapytała go dziewczyna, lecz ten milczał.

– Pomóż nam, błagam. Jak się stąd wydostać?! – Tym razem odezwał się chłopak.

Mężczyzna zaśmiał się ochryple i uśmiechną drapieżnie ukazując swą straszną twarz. Białą niczym goła czaszka błyszcząca od dziwnej zielonkawej mazi i puste oczodoły. Cofnęli się przerażeni. Głosy za ich plecami były, co raz bliżej. Nie wiele myśląc puścili się biegiem wymijając śmiejącego się człowieka i zbiegając na drugą stronę cmentarza. Biegli nie oglądając się za siebie. Wyskoczyli na inną ścieżkę, a tam już stał ten mężczyzna. Przerażeni skręcili w inną stronę. I tak, co chwila napotykali tego kogoś aż w końcu dotarli do wielkich drewnianych wrót kościoła. Ze skrzypieniem otwarli je tak, aby się przecisnąć po czym zamknęli. Zapanowała ciemność. W takiej chwili zostają uaktywnione inne zmysły. Wnętrze było wilgotne i chłodne, a w powietrzu można było wyczuć słodkawy zapach. Wyższa postać śmiało ruszyła w głąb pomieszczenia. Druga osoba nie zrobiła nawet kroku, stała jak słup soli, drżąc i wyraźnie bojąc się tego miejsca. Lecz pokonała swój strach i zaczęła iść, jej ruchy były wymuszone i mechaniczne. Po przejściu paru metrów zawadziła o wystającą, długą, twardą i nieprawdopodobnie zimną rzecz. Znienacka pojawił się jej brat i pomógł jej wstać. Ruszyli między rzędami pustych ławek rozglądając się na boki i w tedy z za jednego z wysokich filarów wyłoniła się ktoś. Aderin Staną z mieczem gotów w każdej chwili zaatakować.

– Nie ma się, czego bać oni już nic wam nie zrobią.

– Ktoś ty? – Zapytał podejrzliwie młodzieniec.

– Kapłanem Elemery, bogini ziemi, a wy?

– Jestem Aderin a to moja siostra Eflin – Słowa kapłana wcale go nie uspokoiły. Nadal czuł strach przed tym, co czeka na zewnątrz.

– Niech pan się tak nie denerwuje, to jest bezpieczne miejsce, tamci tu nie wejdą – a teraz chodźmy.

– Dokąd? – Spytała dziewczyna.

– Zjeść coś, z pewnością jesteście głodni.

– Co się tu dzieje? Co to za stwory nas goniły i kim był ten człowiek, którego spotkaliśmy parę razy?! – Wybuchną nagle chłopak.

– Zapewne wilkołaki – rodzeństwo wzdrygnęło się – a ten człowiek to ofiara wampira… biedaczek, tak go wyssał, że z braku krwi stał się nie umarłym. Ale nie obawiajcie się ich, tu w tym miejscu, bogini Elemera was ochroni przed nim! Ale nie przede mną i moimi braćmi! – Dodał w myślach ostatnie zdanie.

Przeszli do bocznego pomieszczenia a potem schodami na górę aż w końcu znaleźli się w ciepłym pomieszczeniu jadalnym z niewielkim stolikiem, na którym stała jeszcze ciepła strawa i puchar z winem.

– Proszę, siadajcie, za chwilę przyniosę wam więcej.

– Dziwny człowiek, jak on tu wytrzymuje – odezwała się zaraz po wyjściu mężczyzny, Eflin.

– Może lubi, nie wiem. Ale przynajmniej dał nam schronienie.

– Nie podoba mi się to miejsce, lepiej stąd chodźmy.

– Dokąd? Na zewnątrz kręcą się te stwory, Eflin. Nie mamy wyboru, musimy tu zostać do rana.

– Ale jak tylko wzejdzie słońce opuścimy to miejsce.

– Oczywiście. Nie zostaniemy tu dłużej niż to konieczne.

Nagle boczne drzwi się otwarły i do pomieszczenia wkroczyło sześć postaci jednakowo ubranych. Aderin zerwał się z krzesła chwytając za miecz, ale z przerażeniem stwierdził, że nie ma go. W tym momencie do pomieszczenia wszedł gospodarz.

– Widzę, że już poznaliście moich braci, to dobrze.

– Kim jesteście… czego od nas chcecie?! – Krzyknęła dziewczyna.

– Oto, kim jesteśmy! – W mgnieniu oka jego twarz zaczęła się zmieniać ukazując białą skórę pokrytą zielonkawą substancją i puste oczodoły. Cofnęła się przerażona wpadając na stolik i wywracając puchar.

– To ty!

– Takkk, a to, czego chcemy zaraz zobaczysz – odpowiedział i podszedł do dziewczyny.

Czuć było od niego przejmujące zimno, wręcz nieludzki chłód. Przemówił do niej lodowatym głosem:

– Jesteśmy dziećmi nocy…

Podszedł do jej brata i chwycił za szyję. Nagle chłopak poczuł jak jego głowa staje się kulą ognia. Piekący ból nie był najgorszy. Zaczął się bać, powoli sztywniejąc ze strachu. Po chwili leżał pod stołem widział czerwone krople ściekające z blatu. Jedna z nich upadła wprost na jego usta... Nie było to wino, lecz krew. Znał ten słodko-słony smak. Resztka odwagi pomogła mu wstać. Z przewróconego pucharu wypływały stróżki krwi, powoli zalewając blat. Czerwona rzeka spływała ze stołu. Po chwili była już wszędzie. Widziałem ją na drzwiach, na ścianach, na podłodze. Poczuł jak jego ubranie nią przemięka. Ten metaliczny zapach i smak. Smak cierpienia i bólu. W pewnym momencie na jego szyi otworzyła się rana. Ciepły płyn szybko zaczął wyciekać z wąskiego otworu. Czuł jak słabnie. Lecz nagle wysoka szafa w rogu otworzyła się, ukazując swoje czarne wnętrze. Jeszcze nigdy się tak nie bał jak teraz. Usłyszał dziwny głos. Monotonne słowa układały się w modlitwę. Nagle krew wytrysnęła z otchłani. Fala krwi szybko dotarła do niego. Oblewając go zaczęła wpływać mu do wnętrza. Za każdym razem, gdy wołał pomocy dławił się wpływającą posoką. Jego siostra krzyczała i próbowała się wyrwać kapłanom, lecz nie mogła. Świece pogasły i zrobiło się strasznie zimno. W powietrzu czuć było odór zgnilizny. Patrzyła bezradnie jak jakiś straszliwy stwór wyłania się z wnętrza szafy i chwyta jej brata pożerając go kawałek po kawałku. Z gardła młodzieńca wydobył się przerażony krzyk, który po chwili przeszedł w charczenie i następnie całkiem zanikł… Za Elemerą napływały pojedynczo półprzeźroczyste szare zjawy przypominające piekielne biesy, ale znacznie mniejsze niż te, co opisywane były w księgach.

– Ty jesteś następna – wyszeptał jej do ucha jakiś mężczyzna. Krzyknęła z rozpaczą:

– Mamo! Nie pozwól im!

Lecz było już za późno na jakąkolwiek pomoc została ciśnięta w stronę demona. Jej macki oplotły krzyczącą dziewczynę i uniosły nad paszczę. Ścisnęły z całej siły miażdżąc jej ciało i kości z głośnym chrupnięciem i rozrywaniem miękkiej tkanki. Fontanna krwi trysnęła na wszystkie strony…
Zgromadzeni mężczyźni wymówili ostatni wers modlitwy do ich bogini:

– …gdy słońce gaśnie a nastaje mrok…


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Forum Dyskusje na temat Harryego Pottera Strona Główna -> Inne światy -> Gdy słońce gaśnie a nastaje mrok (Tekst Pojedynkowy) Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 1 z 1  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

   
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin
Regulamin