Forum Dyskusje na temat Harryego Pottera Strona Główna   Dyskusje na temat Harryego Pottera
Dyskusje na temat Harryego Pottera
 


Forum Dyskusje na temat Harryego Pottera Strona Główna -> Opowiadania -> Alternatywa tom I by Catherin Potter
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
  Post Alternatywa tom I by Catherin Potter - Wysłany: Pią 20:57, 05 Sty 2007  
magda d.
Prefekt



Dołączył: 12 Cze 2006
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5



Witam.

Już dosyc dawno temu zaostałam mianowana przez Catherin Potter jej betą. Przyznaję, kompletnie się nie spisałam. Było to następstwem pewnego przykrego wydarzenia. Mniejsza z tym. Otóż, kiedy znowu zabrałam się za betowanie jej tekstów, odkryłam, że raczej nie wychodzi to tak, jak bym sobie tego życzyła. W poprzednim temacie - tym założonym przez Catherin - panuje niestety mały nieład. Postanowiłam z tego powodu założyć osobny temat, co prawda z tym samym opowiadaniem, ale już zbetowanym. Usilnie prosze moderatorów o niekasowanie rzednego z tych tematów. Ani tego Cath - w końcu to oryginał, ani tego - wspólnie doszłyśmy do wniosku, że bedzie się lepiej go czytało.

Uważam, że tamten można uznać za skonczony. Całość jej opowiadań, mozna również znaleźć na stronie [link widoczny dla zalogowanych].

Mam nadzieję, że dobrze wywiąże sie z zadania. Jedynym ostrzeżeniem, jest to, ze notki nie bedasię ukazywać zbyt późno, ale tez nie rzadziej niż raz na tydzień. Zaznaczam również, ze nie jestem doświadczona, więcten tekst nie będzie na pewno zbiorem cnót wszelakich. Błędy beda na pewno - a ja i Cath, bedziemy niezmiernie wdzięczne za krytykę i ich znajdowanie.

Pozdrawiam
Magda D.


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Pią 21:04, 05 Sty 2007  
magda d.
Prefekt



Dołączył: 12 Cze 2006
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5



ALTERNATYWA HARREGO POTTERA!

oOo

- Albusie! To dziecko powinno być w bezpiecznym miejscu! - krzyknęła Minerva
- Uspokój się. U wujostwa będzie najbezpieczniejszy. - powiedział Dumbledore. Położył małego chłopca pod drzwiami domu na Privet Drive 4, z listem wyjaśniającym wszystko. Przynajmniej on tak uważał…

oOo


***PIĘĆ LAT PÓŹNIEJ***

- Wstawaj głąbie! Wczoraj miałeś odkurzyć dom! Nie zrobiłeś tego!- krzyczała ciotka Petunia na Harry’ego Pottera, chłopca, który został pod ich drzwi parę lat temu.
- Przepraszam ciociu, ale byłem… - zaczął się tłumaczyć.
- Zamilcz!- krzyknęła kobieta i walnęła go po głowie ścierką, a potem ręką w policzek. Nie płakał, już nie dawał rady....
Nagle ktoś zapukał do drzwi. Petunia poszła otworzyć.

- Dzień dobry, nazywam się Weronika Campbell. Chciałabym z panią porozmawiać na temat chłopca, który o ile się nie mylę, jest przez państwa wychowywany. Nazywa się Harry Potter. - powiedziała kobieta, która weszła do domu. Miała długie blond włosy i niebieskie oczy. Była wysoka i szczupła, jednak nie tak jak Petunia Dursley. Ciotka Pottera prychnęła coś i ręką zaprosiła ją do salonu.

- A wiec jak już powiedziałam, chciałabym zabrać Harry'ego do siebie. Uważam, że państwo nie będą mieli nic przeciwko. Z wiarygodnego źródła wiem, że jest dla państwa tylko problemem. Mam nadzieję, że nie będzie z tym kłopotów? Zapewniłabym mu wyżywienie i szkołę. - powiedziała uprzejmie Weronika, Petunia spojrzała na nią jak na kosmitkę i powiedziała:
- Jeśli pani chce, proszę go zabrać- po czym uśmiechnęła się i krzyknęła:
- POTTER! Do mnie!- Chłopak przyszedł powoli, miał na policzku odcisk dłoni i zmęczone oczy.
- Ta pani chce cię zabrać! Spakuj SWOJE rzeczy!- dodała. Harry spojrzał na Weronikę. Uśmiechnęła się do niego wesoło, a on odwzajemnił jej uśmiech. Pobiegł do pokoju, a po chwili przyniósł małą torbę z kilkoma ubraniami. Był rozpromieniony jak nigdy dotąd.

Wyszli przed dom, a tam stał czarny samochód, elegancki i na pierwszy rzut oka bardzo drogi. Syn Petunii Dursley tylko jękną z podziwu.
- Wsiadaj Harry, przed nami długa droga. - rzekła Weronika, sama jednak podeszła do Dursleyów i powiedziała coś bardzo cicho, tak, żeby nikt nie usłyszał ich rozmowy. Było sporo osób które mogłyby się tym zainteresować...
- Gdyby ktokolwiek o niego pytał, proszę powiedzieć, że oddała go pani do najdalszego sierocińca. - Kiwnęli głową zadowoleni, a kobieta wsiadła do samochodu, po czym odjechali. Campbell i Potter popatrzyli na siebie, ale nikt się nie odzywał .

- Dobrze, należą ci się wyjaśnienia. Ty jesteś czarodziejem, tak jak twoi rodzice, czy ja. - rzekła kobieta. Harry spojrzał na nią z otwartymi ustami i rozszerzonymi oczami. Wyjęła różdżkę i po machnięciu nią, przed Potterem, pojawiła się papuga. Po chwili jednak zniknęła.
- J… Ja też tak.. Potrafię?- Spytał cicho chłopak.
- Tak, ale najpierw musimy porozmawiać. Co wiesz o swoich rodzicach?- spytała Weronika
- Tylko tyle, że zginęli w wypadku samochodowym. – powiedział, teraz już głośniej Harry.
- To nie prawda. Twoi rodzice zostali zamordowani ochraniając Ciebie. Dlatego masz tą bliznę. Ale na razie nie mogę Ci więcej powiedzieć. Nadejdzie jeszcze na to czas. Kobieta skończyła mówić, po raz kolejny machnęła różdżką, a na stoliku pojawiło się mnóstwo słodyczy. Zachęciła dłonią chłopaka, aby poczęstował się.
- Jedziemy do Francji, więc nie dziw się, że będziemy jechali kilka godzin. Potter tylko kiwną głową, a po paru minutach zasną. Weronika uśmiechnęła się i przykryła Pottera kocem. Jechali kilka godzin jak zapowiedziała. Musieli przepłynąć promem do Calsais we Francji. Później jechali już tylko parę minut. Było lato, więc słońce paliło niemiłosiernie.

Dojechali w końcu do domu. DOMU? To był zamek. Leżał nad oceanem, w odległym miejscu. Najbliższe miasto było położone 20 mil od bramy. Wielki ogród, w którym pełno było kwiatów i drzew. Wzięła chłopca na ręce. Był bardzo lekki. Zaniosła go do domu, gdzie położyła go na kanapie. Wtedy zawołała skrzata:
- Milka! Przygotuj sypialnię. Jak najbliżej mojej. - Mała skrzatka od razu zniknęła. Chłopak był bardzo zmęczony, więc spał do późna, a gdy wstał ze zdziwienia podskoczył.
- Witaj Harry, jesteśmy już w domu. - Rzekła. Oprowadziła go po całym zamku. Uzgodniła z nim, czego i w jaki sposób będzie go uczyła.
- Czyli nie mogę poza szkołą używać czarów, a w Twojej posiadłości jest tylko jeden pokój, gdzie będę mógł się uczyć czarów? - Zapytał zaskoczony Harry.
- właśnie tak. Chcę Ciebie nauczyć również eliksirów i języków. Zostaniesz tutaj do jedenastego roku życia, więc mamy dużo czasu! -Powiedziała z uśmiechem.

oOo


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Pią 18:39, 12 Sty 2007  
magda d.
Prefekt



Dołączył: 12 Cze 2006
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5



*** 5 LAT PÓŹNIEJ ***

- Harry! Jutro twoje jedenaste urodziny!- krzyknęła Weronika zadowolona, ale i smutna
- A nie mogę tutaj zostać?- spytał chłopak.
- Nie marudź, w szkole będziesz miał wielu przyjaciół, może znajdziesz sobie dziewczynę. Spakuj się do tej torby, jest powiększona magicznie więc zmieścisz więcej rzeczy. - rzekła, po czym chłopak powoli odszedł.

*** W Hogwarcie ***
- Wyślij mu list, może sowa go znajdzie! - powiedziała Minerwa do Dumbledore.
- Albo i nie. - Powiedział Severus Snape z kpiącym uśmieszkiem. Nagle przed Dumbledorem pojawił się list. Zdziwiony przeczytał na głos:

Szanowny Panie Dumbledore.
Jestem opiekunem Harry'ego Pottera.
Proszę napisać kiedy i gdzie mam go
dostarczyć, aby uczęszczał do
Szkoły. Chłopak wie, że jest czarodziejem.
Umie już świetnie czarować.
Chciałam, żeby został przy mnie, ale
Stwierdziłam że powinien uczyć się w
szkole ze swoimi rówieśnikami.
Jutro są jego jedenaste urodziny,
dlatego proszę o sowę z odpowiedzią jeszcze
dzisiaj. Jutro przywiozę go do Londynu.
Na Pokątnej będzie mógł pan go odebrać.
Z szacunkiem
Opiekunka Harry'ego.


- Wszyscy zamilkli, patrząc jak dyrektor odpisuje.


Szanowna Pani
Bardzo dziękuję za list. Proszę, aby pani przywiozła go
jutro o godzinie dwunastej na ulicę pokątną.
Będę tam czekać razem z nauczycielami szkoły.
Albus Dumbledore.


Wysłał to natychmiast.


***** Francja; dom Weroniki *****

- Spakowany?- spytała smutno.
- Tak, Wiki. odpowiedział niemrawo Harry. Miał trzy walizki, Jedną z wieloma ubraniami, drugą z książkami i składnikami eliksirów, a trzecią z jego prywatnymi rzeczami. W tej ostatniej znalazły się przedmioty typu albumu, czy fałszoskopu.
- No, trochę się tego nazbierało. Dean! Zapakuj jego rzeczy do samochodu! - Powiedziała do kolegi. Gdy tylko na niego spojrzała uśmiechną się marzycielsko i szepnął do siebie:
- Tak aniele. - Harry zachichotał pod nosem. Zauważył, że Weronika dostała list, a po jego przeczytaniu zrobiła się jeszcze bardziej smutna.
- Jutro w południe mamy być w Londynie. Tam dyrektor Dumbledore z nauczycielami będą na Ciebie czekać. Zabiorą Cię do Twojego nowego domu i tam poczekasz na rok szkolny. - Powiedziała i od razu wyszła z pokoju. Skierowała się do swojego pokoju, a tam zaczęła płakać. To był jej mały chłopiec, przyzwyczaiła się do niego i wychowała tak jak chciała tego Lili. Pokochała go jak swojego synka. Było jej trudno go zostawić dla obcych ludzi, ale musiał zacząć bywać w świecie, z rówieśnikami. Harry wszedł bez pukania do sypialni kobiety, podszedł i przytulił się do niej. Ta zaczęła jeszcze bardziej płakać, ale po chwili przestała i spojrzała swoimi oczami koloru nieba, prosto w te zielone, koloru avady.
- Nie powinno ciebie tutaj być, nie powinnam płakać bo jeszcze się zobaczymy. Musisz znaleźć sobie przyjaciół. No i jeszcze jakiegoś wroga, bo bez niego byłoby Ci w szkole nudno, nie uważasz? - Zażartowała. Po chwili jednak dodała. " Strach przed kimś kogo się nie zna nie jest konieczny”. Będziesz miał kłopoty, pisz do mnie od razu. - powiedziała, ale zanim skończyła zobaczyła, że chłopak usnął przy jej boku. Uśmiechnęła się blado. Wtedy zapukał Dean. Kiedy zobaczył chłopca, śpiącego u boku jego księżniczki, mina mu zrzedła i szepnął:
- Temu to fajnie- Weronika zachichotała, wiedziała że jest Aniołem dla Deana. Wstali koło siódmej, dzisiaj mieli się aportować na Pokątną. Nie chcieli jeździć mugolskim pojazdami. Równo o jedenastej czterdzieści, gdy walizki były pomniejszone do rozmiaru pudełek po zapałkach i wsadzone do kieszeni w bluzie Pottera, aportowali się w trójkę na ulicę pokątną. Szli główną ulicą, więc co chwilę można było usłyszeć szepty " To ten Potter?” "panie Potter witamy” "ale on przecież został porwany pięć lat temu!” " to on unikną śmierci i zabił czarnego pana”.
- Nie przejmuj się, jesteś bardzo popularny to dlatego. - powiedziała Wiki. Szli tak parę minut, gdy nagle ktoś aportował się kawałek od nich.
- Ale po co ja tutaj?- kłócił się czarodziej w czarnych szatach i takiego samego koloru włosach.
- Trzeba bezpiecznie go przewieźć, a ty znasz czarną magię - rzekła mężczyzna o siwych włosach i brodzie. Obok niego pojawiła się wysoka kobieta i czarodziej w wieku około trzydziestu lay. Wiki podeszła do nich, a Dean wziął za ramię Harry'ego i poprowadził za nią.
- Ja chcę wrócić do domu!- szeptał głośno chłopak. Nie chciał bowiem opuszczać Wiki.
- Harry, zachowuj się. Przecież nie wyjeżdżasz na zawsze- rzekła Weronika, ale to nie poprawiło mu humoru. Patrzył dziwnie przeszywająco na czworo czarodziejów, po czym westchnął.
- Harry Potter- i podał im rękę. Uściskali ją po kolei z uśmiechem.
- Dean weź Harry’ego i idźcie do sklepu z miotłami, ja chciałabym z państwem porozmawiać- rzekła Wiki . Potter uśmiechną Się do Deana, który tylko syknął coś w stylu "znowu ja", po czym skierował się do sklepu.
-Może pójdziemy do tego baru- pokazała na jakiś budynek z szyldem "Bar dla Każdego”. Zgodzili się.
- A więc chcielibyście na pewno dostać wyjaśnienia dlaczego "porwałam” Harry'ego pięć lat temu. Otóż to była wola Lili. Ja byłam jej przyjaciółką z osiedla. Chodziłam do francuskiej szkoły i tylko w wakacje się spotykałyśmy. Gdy dowiedziała się że, Harry jest w niebezpieczeństwie wykonałyśmy rytuał dzięki któremu chłopak żyje. Chciałam wcześniej go zabrać, bo u tych mugoli był traktowany jak śmieć, ale nie mogłam. W Dopiero 5 lat temu zdarzyła się taka możliwość. Wtedy go zabrałam. Bez sprzeciwu jego wujostwa. Nawet gdyby Voldemort - tu dwóch czarodziei ( kobieta i mężczyzna) się wzdrygnęło
- przyszedł i chciał go zabrać oddaliby go. Zabrałam go i nauczyłam magii. Na pewno myślicie że nie można używać magii poza szkołą ALE nauczyłam go magii bezróżdżkowej której ministerstwo nie odkryje. Umie niewerbalne zaklęcia, starożytną i białą magie. Starożytne runy, francuski, angielski, polski i język węży. Zapewne myślicie dlaczego to ostatnie umie, ale gdy Voldemort go zaatakował oddał chłopcu swoje umiejętności. Na razie wiem jedynie o wężoustwie i znajomości czarnej magii. Nie musiałam go tego uczyć, jego oszałamiasz o mało mnie nie zabił. Umie wiele, prócz tego ma dar. Nie wiem jak, ale zawsze wie czy ktoś kłamie czy nie. Patrzy w oczy i wie. Zna oklumencję i w małym stopniu legilimencję. Na wróżbiarstwie na pewno nie będzie miał problemów. Co jeszcze powinnam wam powiedzieć, o! Eliksiry, niech bóg ma w opiece nauczyciela od nich! To jest młody alchemik! Robi eliksiry, ale prócz tego, siedem razy musiałam odbudowywać skrzydło w moim domu, dwa razy rozburzył jego połowę, ale wtedy zastosowałam zmieniacz czasu i około stu pięćdziesięciu kociołków lata teraz gdzieś w przestrzenie. Harry jest naprawdę uzdolniony. Teorię ma opanowaną na poziomie studiów, jednak praktykę jak mówiłam lekko gorszą. Swoje rzeczy ma przy sobie, tutaj mam kluczyk do jego skrytki- podała klucz
jednemu z czarodziei, widać było że musi powiedzieć coś jeszcze, ale nie wie jak, w końcu wypaliła
- Musicie uważać na niego- po tych słowach wszyscy spojrzeli na nią
- Voldemort musi zdobyć krew Harry'ego, by móc znowu utworzyć swoje ciało. Kropla jego krwi, a Czarny Pan znów będzie potężny. Chłopak słucha dorosłych, albo inaczej. Mnie słucha, ale na przykład tak Deana to nie specjalnie. - Rzekła, a na dowód wbiegł do budynku zmachany mężczyzna.
- Wika! Zabieraj ty tego dzieciaka ! - wrzasnął Dean.
- Nie jestem dzieckiem!- krzyknął Harry.
- Nie? Ale zachowujesz się jak … dorosły! Skąd on wie tyle o eliksirach? A o czarnej magii? Uczyłaś go zaklęć niewybaczalnych?- dalej krzyczał, ale najciszej jak mógł. Wika spojrzała na Pottera wściekła.
- Eliksiry, ok. Czarna magia, przeżyję, ale skąd ty znasz niewybaczalne? - teraz krzyczała.
- Sama mówiłaś że książki nie gryzą, więc jedną z tych zakazanych... No dobra dwie... Dobra, dobra! Dziesięć1 Przeczytałem i się nauczyłem. Ale zapewniam cię, że nie umiem ich rzucać i nie będę się uczył. Ale musisz odpowiedzieć mi na jedno pytania. To od Avady moi rodzice zginęli?- wypalił chłopak.
- Tak, od tego- rzekła spokojnie już kobieta, spojrzała teraz wściekła na Deana.
- A czy wy nie mieliście być w sklepie… - spytała Weronika jednak przerwał jej kolega.
- Byliśmy już na lodach, w bibliotece, w księgarni, w sklepie Quiditha, w kolejnej bibliotece i następnej księgarni- wyliczał Dean kobiecie na palcach.
- Dobrze, ale ja nie skończyłam jeszcze rozmawiać- powiedziała, Dean wiedział co ma zrobić ale nawet się nie ruszył. Usiadł koło Wiki i czekał aż coś powie do niego jego anioł.
- Idź z Harrym gdzieś gdzie chcesz, prócz Nokturnu. - powiedziała, ale gdy zobaczyła uśmieszek chłopaka mina jej zrzedła, za to Dean nawet się nie ruszył.
- Znajdź dla niego mistrza eliksirów, czarnej i białej magii na raz! Niech ten się z tym … młodym męczy. Ja nie mam siły! Skąd mam wiedzieć tyle o tych eliksirach?- spytał udając zmęczonego.
- Trzeba było się w szkole uczyć, byłeś krukonem więc może odświeżysz swój mózg a Harry ci pomoże- powiedziała i uśmiechnęła się ciepło do Pottera.
- Oczywiście Wika, chodź Dean. Musisz mi powiedzieć jeszcze do czego służy…
-NIEE!- wrzasnął Dean i wybiegł pędem z baru.
- Wikuś, nie masz już opiekuna, ale nie martw się pójdę sobie do baru i zamówię sok - powiedział, kobieta uśmiechnęła się ciepło do niego a ten szybko podbiegł do lady i zamówił sobie syk dyniowy po czym zaczął rozmawiając z barmanem o eliksirach potrzebnych do robienia alkoholu i soków.
- A więc jak widać, chłopak jest spokojny i do tego łatwo wszystko rozumie. Jeżeli zada jakieś zbędne lub nieprzyjemnie pytanie po prostu nie odpowiadajcie albo zbywajcie go a on zrozumie i nie będzie już tego droczył. Wiem że zapewne nie wierzycie mi, że takie dziecko może być ale on od początku był dziwny. Nigdy nie płakał przynajmniej nie przy nas. No i chyba ostatnia wiadomość, nie wypytujcie go o zajście gdy jego rodzice zginęli. On wszystko pamięta ale niestety nie chce nikomu powiedzieć. Nawet mi. Poprostu od razu mówi że ma coś do zrobienia, albo patrzy się tak w oczy, że pytanie od razu ucieka. - wtedy zauważyła że jakiś mężczyzna podszedł do Harry’ego i wyciągał nóż.
- Nie!- krzyknęła i podeszła do chłopaka, osoba która przed chwilą tam stała deportowała się szybko.
- O co chodzi?- spytał Potter zdziwiony nagłym zajściem.
- Harry, musisz uważać na siebie. Choć ja już skończyłam- powiedziała Weronika.
- Ale ja … - jednak został pociągnięty za rękę przez swoją opiekunkę.
- Dobrze, to chyba wszystko. Harry - zaczęła i ukucnęła przed chłopcem
- masz się słuchać nauczycieli i opiekuna który teraz będzie się tobą opiekować. Masz uważać na siebie i pamiętaj, do żadnych eliksirów masz nie dodawać swojej krwi. Mówiłam ci zresztą o tym. Rzeczy swoje masz z sobą, masz pisać co dwa dni. Kup sobie sowę, pan profesor ma kluczyk do twojej skrytki w banku. Jeżeli nie dostanę listu przez trzy dni pod rząd będę się martwić a cztery dni lub choć godzinę więcej to przyjadę do Hogwartu- powiedziała, Harry wyszczerzył zęby jak wariat.
- albo odwołuje to ostatnie, wyślę Deana lub jakiegoś skrzata- dodała a minę Harrego zakrył smutek.
- Dobrze, do zobaczenia Harry- powiedziała, pocałowała go w policzek i wybiegła aby nie zobaczyła znowu jej łez. Chłopak stał tam sam i patrzył się w drzwi przez które wyszła Weronika. Spuścił głowę.
- Do szybkiego zobaczenia- wyszeptał po czym wyprostował się znowu i powoli odwrócił do nauczycieli.
- Dobrze Potter, teraz powiesz gdzie są twoje rzeczy- rzekł czarnowłosy nauczyciel.
- A kim pan jest?- spytał Harry.
- Oh.. Ja jestem Remus Lupin i w tym roku będę uczył ciebie obrony przed czarną magią- rzekł jeden z mężczyzn, Harry uśmiechną się lekko do niego a on odwzajemnił mu uśmiech.
- Ja jestem prof. McGonagall, uczę transmutacji i jestem opiekunką Gryffindoru- powiedziała kobieta
- Prof. Severus Snape i uczę eliksirów- rzekł wysoki mężczyzna.
- Nareszcie osoba która się zna na eliksirach- wyszeptał Potter do siebie choć usłyszeli to wszyscy.
- A ja jestem Albus Dumbledore i jestem dyrektorem Hogwartu- rzekł wysoki siwobrody mężczyzna.
- Dobra, Potter, koniec tej szopki. Gdzie twoje bagaże?- spytał drugi raz Snape.
- Są przy mnie, bezpieczne, możemy iść po te książki?- spytał dziwnym głosem chłopak.
- Ee.. No tak- rzekł Lupin i poszli. Najpierw poszli do Gringotta, potem do Madame Malkin po szaty a kolejnie do Esów i Floresów po książki. Następnym przystankiem była apteka. Chłopak wbiegł tam z wielkim entuzjazmem i kupił podstawowe jak i zaawansowane składniki o jakich inni ( oprócz Snape) nie słyszeli. Robiło się ciemno a oni jeszcze nie byli w jednym sklepie.
- Olivander, najlepszy wytwórca różdżek- rzekł Snape zimnym głosem do Pottera. Weszli do sklepu tylko w dwóch. Dumbledore deportował się już po wyjściu z banku z McGonagall a Remus poszedł po jakąś książkę której zapomniał kupić. Został tylko Severus do dokończenia zakupów młodego Pottera.
- Dąb, dwanaście cali z sercem smoka pan Snape- rzekł sprzedawca na powitanie.
- jak zwykle wspaniała pamięć no ale dzisiaj mam tutaj nowicjusza- rzekł z kpiną w głosie Severus. Olivander szukał różdżki a Harry sprawdzał jednak żadna nie pasowała. Nagle sprzedawca spojrzał na niego lekko przestraszony. Snape to zauważył jednak chyba Potter nie. Mężczyzna wziął z pod lady pudełko i otworzył je. Była tam różdżka nie za długa ale i nie krótka. Bardzo ładna koloru bordowego.
- jedenaście cali, ostrokrzew z piórem feniksa, giętka- wyszeptał do siebie, podał dla chłopaka. Gdy tylko ją podniósł z różdżki wypłynęło złote światło a on sam oślepił dwóch biało-srebrnym blaskiem. Po chwili wszystko znikło, Snape patrzył na chłopaka zdziwiony a Olivander przerażony.
- To dziwne, ponieważ ten feniks który oddał to pióro zgubił też drugie. A tą drugą różdżką zrobiona została pana blizna- rzekł sprzedawca, Potter musiał oprzeć się o ladę aby nie upaść. Severus zbladł jak ściana i tak samo oparł się o ścianę. Kupili tą różdżkę szybko po czym wyszli
- Ty Potter zawsze wpakujesz się w niezłe bagno- rzekł na dobitkę Snape, Potter zaszczycił go wściekłym wzrokiem a gdy szli ktoś zaczepił chłopaka gdy Severus oglądał sowy.
- Powróżyć ci kochaneczku?- powiedziała staruszka, chłopak chciał jej pomóc więc wystawił rękę ale zauważył że ma scyzoryk w ręce więc szybko odbiegł od niej przez co wpadł na Snape.
- Uważaj jak chodzisz…- zaczął ale zobaczył że jakaś kobieta w czarnych szatach próbuje szybko uciec z tamtego miejsca a Potter gapi się na nią z przerażeniem.
- Czy coś się… - rzekł z nutką troski (!?!) Severus.
- Nie- przerwał mu chłopak spokojnie po czym znów zajął się oglądaniem sów. Nagle zobaczył niedużą sówkę, była śnieżno biała. Czerwony pyszczek i parę czarnych piórek dodawały jej uroku.
- Tamtą białą proszę- w końcu wybrał, sprzedawca podał mu ją do ręki. Szybko jednak Severus załatwił dużą klatkę po czym chłopak wsadził sowę do niej
- Hedwiga. Będziesz miała na imię Hedwiga- powiedział zachwycony chłopak.
- Gdzie ten Lupin?- pytał w kółko siebie Snape gdy stali już kwadrans pod barem z którego Mieli przenieść się do domu Remusa. Mężczyzna przyszedł parę minut później zdyszany.
- No co? Z nokturnu musiałem iść- rzekł, Snape prychną tylko pogardliwie. Nie dał rady już mówić do Pottera bo ten miał tak cięty język i wiedzę o jego przedmiocie i czarnej magii jak chyba nikt w jego wieku. Proszkiem ,,Fiuu” przenieśli się w trójkę do domu przyszłego nauczyciela od OPCM.
- Tutaj Harry zostaniesz przez ten miesiąc- rzekł właściciel mieszkania. Harry uśmiechną się delikatnie.


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Wto 15:32, 01 Maj 2007  
niso
Gość








Czytałam to już gdzieś. Nie podobało mi się.
Harry zachowywał się jak rozpieszczony debil, krzyczący ciągle jak mu źle. Nie. Stanowczo mi się nie podobało.
Były momenty, że Harry i owszem, zachowywał się normalnie i nie krzyczał ciągle tej całej Viktorii, która nawiasem pisząc także zachowywała się jak debilka względem Harry'ego i tego jakumutam... Dean'a. Debilka to chyba mało. Jak głupia wymizana barbie.
Ble.
Nie, nie, nie!
Zbeszcześciłaś Dumbledora, Remusa i co najgorsze Severusa. ON ZASKOCZONY? KRZYCZĄCY? NIE! Jestem Snaperką, więc się czepiam. Proszę się nie dziwić.
Proszę. Popracujcie jeszcze nad tym FF-em.
Pozdrawiam, niso
 
Powrót do góry  

  Forum Dyskusje na temat Harryego Pottera Strona Główna -> Opowiadania -> Alternatywa tom I by Catherin Potter Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 1 z 1  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

   
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin
Regulamin