Forum Dyskusje na temat Harryego Pottera Strona Główna   Dyskusje na temat Harryego Pottera
Dyskusje na temat Harryego Pottera
 


Forum Dyskusje na temat Harryego Pottera Strona Główna -> Wyzwania Poetyckie -> Ali Ali kontara Dands
Napisz nowy temat  Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
  Post Ali Ali kontara Dands - Wysłany: Pią 19:53, 02 Cze 2006  
Siaba
Administrator



Dołączył: 01 Maj 2006
Posty: 1158
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Czarne Zaginione Miasto


Pojedynkujący się: Dands i Ali Ali
Temat: Początki przyujaźnie Dracona i Harry`ego
Długość: 1500, nie więcej
Warunki: Dzieje sie po smierci Harry`ego


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Pią 19:54, 02 Cze 2006  
Siaba
Administrator



Dołączył: 01 Maj 2006
Posty: 1158
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Czarne Zaginione Miasto


Betowała : Salamandra

Młody mężczyzna siedział wygodnie na srebrno obszywanym fotelu. Jego ręce drżały, a oczy błyszczały niezdrowo. Jedną dłonią zagarnął ze stolika małą czarną książeczkę i powoli otworzył okładkę. Jego blond włosy zasłoniły alabastrową twarz, a szare źrenice poczęły śledzić tekst na kartkach.

1 lipca XXXXr.
Dziś po raz kolejny poszedłem do łazienki Jęczącej Marty. Nie wiem co mnie tam ciągnie, ale czasu tam spędzonego jeszcze ani razu nie uznałem za stracony. Zwłaszcza teraz, kiedy główna lokatorka znudziła się już rozmowami ze mną.
Siedziałem jak zwykle na zimnej posadzce i rozmyślałem. Ostatnio często mi się to zdarza. Myślę o wszystkim: o zabójstwie ojca, o wyroku śmierci, który pewnie już został na mnie wydany przez Czarnego Pana, jako na syna zdrajcy. O moich poglądach, które niespodziewanie legły w gruzach i o mojej matce, która nadal mnie kocha.
Tak więc trząsłem się z zimna na lodowatej podłodze damskiej toalety, gdy drzwi wejściowe otworzyły się z cichym skrzypnięciem.
Musiałem wyglądać jak kompletny idiota - wiem. Ale cóż, nikt nie mówił, że Malfoyowie są idealni. Dumni i wyniośli owszem, ale nie perfekcyjni. I właśnie tego mnie uczono. Mam czuć się lepszy od innych z powodu nazwiska. Wierzyłem w to, bo mój ojciec tak mówił. I wiem, że on też w to wierzył. Przynajmniej przez jakiś czas. Nie wiem dlaczego zdradził. Nie mam pojęcia po co został szpiegiem Dumbledore‘a, ale mam pewność, że to nie była tylko jego decyzja. Pewnie chciał zapewnić bezpieczeństwo mnie i matce. Cóż, udało mu się. Teraz jestem tu, w Hogwarcie, nawet podczas wakacji, do tego razem z matką.
Słyszałem, że Drops chce ją zrobić nauczycielką Obrony.
Chyba zgubiłem wątek.
Otworzyły się drzwi a w nich stanął nie kto inny jak Złoty Chłopiec Gryffindoru. Miał minę jeszcze głupszą od mojej. Cóż, podejrzewam, że żaden z nas nie wiedział o obecności drugiego w zamku.
- Co tu robisz, Potter? - zapytałem sucho, ale za nic nie mogłem pozbyć się nuty zdziwienia w głosie.
Patrzył na mnie jeszcze chwilę milcząc, po czym odparł:
- Jestem tutaj na wakacjach Malfoy, a ty? – Ton, którym się posłużył z założenia chyba miał być bezbarwny, ale mu nie wyszło.
Nie odpowiedziałem, tylko uśmiechnąłem się gorzko. Siedziałem tam dalej, praktycznie bez ruchu, ignorując Pottera i mając nadzieję, że szybko zniknie z mojego pola widzenia.
Mój błąd. Nie wiem co sobie pomyślał, ale zamiast uprzejmie nie przerywać mi rozmyślań bezceremonialnie usiadł opierając się o przeciwległą ścianę i przestał zwracać na mnie uwagę.
Byłem bardzo zły. Właściwie nadal jestem, kiedy patrzę na to z perspektywy dwóch godzin.
Ale co miałem mu powiedzieć? „Wynoś się!?”

18 lipca XXXXr.
. Zawiązaliśmy pokój, ale tylko tymczasowy. Warunki tego wymagają. Żaden na pewno nie zaufał drugiemu. Ja wiem, że jeżeli coś mu powiem - zachowa to dla siebie, ale on na pewno wątpi we mnie. I dobrze. Nienawidzę odpowiedzialności.
Przyszedł dzisiaj jak zwykle do łazienki. Właściwie to nasze codzienne wizyty stały się pewnego rodzaju rytuałem. Jesteśmy tam zawsze o dwunastej w południe i wychodzimy dwie godziny później.
Nie jestem pewien, kiedy zaczęliśmy rozmawiać, bo to nie ja rozpocząłem rozmowę. Nie mówimy o niczym ważnym. O błahostkach. Czasem rozmawiamy o czekoladowych żabach, a czasem o Quidditchu. Na początku tego nie lubiłem, ale teraz to daje mi siłę, aby odpędzić złe myśli.
Chyba cieszę się, że wtedy wszedł do tej łazienki i został. Bez tych bzdurnych dialogów nie dałbym rady i on też by nie dał.
Zauważyłem kilka szczegółów, które przedtem umykały mojej uwadze. Mam tu na myśli rzeczy małe i nieważne dla nikogo, które nie rzucają się w oczy, typu: Harry nie wiąże butów, bo mu się nie chce, kiedy się denerwuje obraca różdżkę w palcach, a gdy jest zakłopotany przeciera okulary.
Lecz mimo wszystko nadal jest irytujący. Właściwie bardziej niż kiedyś, ale to zamiast wyprowadzać z równowagi interesuje mnie teraz. Staram się poznać przyczynę każdego jego gestu i słowa. To bardzo pomaga w odpędzeniu złych myśli. On cały w tym pomaga. Ten jego głupkowaty uśmiech, którym mnie ostatnio poczęstował, kiedy z niego drwiłem. Rozczochrane włosy, a nawet jego oczy koloru avady.



25 lipca XXXXr.
Nie wiem, kiedy i jak to się stało. Prowadziliśmy jak zwykle nasze durne konwersacje, gdy nagle zeszliśmy na poważniejsze tematy i … Wyrzuciłem to z siebie. To, jak bardzo jestem przybity po śmierci ojca, to, że boję się Czarnego Pana, to, że czuję się tu zamknięty i nieszczęśliwy.
Lepiej mi teraz, ale nie o tym chciałem pisać.
Spodziewałem się, że mnie wyśmieje, albo wykorzysta to przeciwko mnie. A on zamiast tego odwdzięczył się tym samym. Mówił jak mu ciężko po jego spotkaniu z Voldemortem zeszłego lata w szkole i jak bardzo chciałby mieć kogoś bliskiego, a potem… Powiedział, że bardzo mu pomagają nasze rozmowy .
Nie rozważałem jego charakteru pod takimi względami. Myślałem, że jest taką bezwolną marionetką, która słucha Dropsa, a tu proszę takie zaskoczenie.
3 sierpnia XXXXr.
Coś z nim jest nie tak. Chodzi spięty i czuję, że nie mówi mi o wszystkim. Wiem, że niektórych rzeczy powiedzieć mi nie może, ale mam wrażenie, że coś go dręczy. Coś poważnego. I boję się o niego. Nie wiem, kiedy wzbudził we mnie takie uczucie, ale teraz jestem pewien dwóch rzeczy.
Po pierwsze: Harry`ego Pottera można albo kochać, albo nienawidzić.
Po drugie: Harry nie potrafi odczuwać drugiego z tych uczuć.
Zazdroszczę mu. Nie potrafi, a ja jak najbardziej - jestem do tego zdolny i to zjada mnie od środka z każdym dniem coraz bardziej.
Podczas naszej dzisiejszej rozmowy był jakiś cichy. On nigdy taki nie był. Dużo mówił, a rzadko milczał. Podczas tego miesiąca nauczyłem się jednak, że kiedy się nie odzywa ma kłopoty lub jest czymś zmartwiony, a przez to ja też jestem. Nie okazuję tego oczywiście, ani o tym nie mówię.
Ale on wie, jestem tego pewien. I nie przyjaźnię się z nim, chociaż takie można odnieść wrażenie. Ja po prostu szukam powiernika, bo sam już sobie dłużej nie poradzę. I on też potrzebuje kogoś takiego, wiem to.
Zabawne, jacy czasem jesteśmy podobni.

8 sierpnia XXXXr.
Po raz kolejny nie wiem, kiedy to się stało. Po prostu on zaczął przychodzić do mnie, a ja do niego poza tymi godzinami w łazience. Myślę, że to dlatego, iż brakuje mu przyjaciół. Może myśli, że ja nim będę? Jeżeli tak, to się myli. Ja nigdy nie będę jego przyjacielem, bo Gryfoni i Ślizgoni się nie przyjaźnią. Są wrogami. My też nimi jesteśmy, tylko po prostu zawiązaliśmy pokój na czas wakacji. Potem wszystko wróci do normy.
Matka naprawdę będzie uczyć Obrony. Przepowiadam katastrofę.
Harry w przeciwieństwie do mnie kocha szkołę. Mam wrażenie, że czuje się tutaj bezpieczny i szczęśliwy. Czasami go nie rozumiem.
Snape przyjechał do szkoły. Od razu napadł na Harry`ego, który zachowywał się jak „oaza spokoju„. Ja odpyskowałem mu za mojego powiernika. Nie będzie mi go tu obrażał!
To był błąd. Teraz Snape nie będzie już dla mnie taki miły.
Albo mi się zdaje, albo coraz częściej tracę nad sobą panowanie. Nie wiem dlaczego. Dzięki Merlinowi, że Harry znowu dużo mówi i jest szczęśliwy.
Po kolacji matka dziwnie na mnie patrzyła, a potem uśmiechała się jeszcze dziwniej. Czasem jej zupełnie nie rozumiem.

15 sierpnia XXXXr.
Znowu coś mu jest. Nic nie je. Siedzi na swoim miejscu przy stole i milczy. I tylko ja to zauważam, bo tylko ja znam go na prawdę. Dumbledore nie zwraca na niego uwagi i często nie ma go na posiłkach. Harry jest dobrym aktorem, trzeba mu to przyznać.
Ostatnio zastanawiam się jak to jest, że on jest taki… inny od wszystkich. Milczący i smutny, ale już następnego dnia rozpiera go życiowa energia. To miłe uczucie, kiedy twój powiernik jest szczególną osobą.
Nie wiem kiedy zacząłem myśleć o nim jako o swoim. To samo przyszło. On jest taki niezwykły. We wszystko co robi całkowicie się angażuje. Daje sto procent siebie, a inni odpłacają mu się tym samym. Tylko ja nie. A może tak? Już sam nie wiem.
Przed chwilą byłem w łazience. Stała pusta o tej godzinie. Dziwne uczucie przebywać tam bez Harry`ego. Czuje się tam pustkę. Jakiś niedosyt.
Wiem, że pewnie jestem szaleńcem, ale wydaje mi się, że ta łazienka ma uszy i słyszy wszystko, co się tam mówi. Mało tego, czuje wszystko to, co się w niej przeżywa.

30 sierpnia XXXXr.
Zniknął wczoraj wieczorem. Postawili cały Hogawrt na nogi. Ale ja wiem, że go nie znajdą. Powiedział mi „żegnaj Draco” i ja wiem, że poszedł do Niego. Chce się z nim rozprawić. Jestem pewien, że Mój Powiernik wygra. Jest niepokonany i wierzę w niego.
31 sierpnia XXXXr.
Znaleźli go. Martwego. Ale znaleźli też Volemorta - martwego. Nie wiem co się tam działo, ale dla mnie Mój Powiernik wygrał. Za to ja przegrałem, bo teraz nie mam już nikogo. On nie żyje, a ja nie wiem do kogo mam mówić, kiedy jest mi źle. Co mam bez niego robić? Jestem smutny. Nie rozpaczam. Może powinienem, ale nie potrafię. Mój Powiernik wygrał i jestem z niego dumny. Mam tylko jeden problem. Nigdy więcej go nie usłyszę ani nie zobaczę.
Chciałem popatrzeć na jego ciało. W końcu to Mój Powiernik, czyli też Moje Ciało. Byli tam Granger i Weasley. Gapili się na mnie, kiedy położyłem białą różę na jego piersi. Nie wiem co w tym dziwnego. Kazali mi się wynosić. Nawet Granger była na mnie o coś zła. Popatrzyłem tylko na nich i pocałowałem Mojego Powiernika w lodowaty policzek. Potem odszedłem. Nie miałem ochoty z nimi przebywać. Wystarczyły mi ich miny, kiedy odstawiłem moje przdstawienie a'la „Śpiąca Królewna”.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Siaba dnia Pią 23:26, 02 Cze 2006, w całości zmieniany 1 raz
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Pią 19:54, 02 Cze 2006  
Siaba
Administrator



Dołączył: 01 Maj 2006
Posty: 1158
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Czarne Zaginione Miasto


Cień bohatera.

...Bohater to światło rzucające cienie.
Cień to bohatera duszy mrok.
Więc bądź Cieniu duszy światłem.
Wygnaj z mojej duszy mrok...


Szedł leśną ścieżką poprzez las jego czarny płaszcz i kaptur zarzucony na głowę powodował że cala jego postać zlewała się z mroczną nocą. Słyszał tylko szum wiatru i szeleszczące liście pod jego stopami.
Wszystko się pochrzaniło i nie tak się miało to skończyć – pomyślał.
Przystanął przyjrzał się dokładnie uschniętemu dębowi przed sobą, wyjął różdżkę i zastukał nią o sęk w kształcie ptaka, szybko wyszeptał
- Limbus Patrum(1) – i odczekał chwilę, aż dąb rozpłynął się w zielonym dymie.
Wszedł w głąb ziemi po odsłoniętych schodach i szybko przeszedł przez drzwi na końcu krótkiego korytarza do małego ciemnego pomieszczenia.
Nasza kryjówka i dom na tyle miesięcy. – pomyślał.
Zdjął płaszcz zaświecił zaklęciem małą oliwną lampkę i usiadł na łóżku.
Widząc swe oblicze w niewielkim lusterku stojącym na szafce przed nim.
Wykrzywił twarz w obrzydzeniu, widząc swoje rany i tego co zostało z całego rodu Malfoy’ów.
Na jego wychudłej pokrytej jeszcze nie zagojonymi ranami twarzy i zimnych niebieskich oczach ziała pustka. Wyjął z szafki małą lnianą szmatkę i butelkę ognistej, umoczył szmatkę i przetarł twarz. Zasyczał gdy zapiekło.
- Miałem ciebie teraz jestem sam. – wyszeptał cicho patrząc w swoje brudne i potargane blond włosy, poranioną twarz i zimne niebieskie oczy patrzące z lustra.
Uniósł butelkę w niemym toaście do lusterka i pociągnął spory łyk, pogrążając się we wspomnieniach:
Pamiętam to było rok temu.
Znalazłeś nas wtedy, ten dzień pamiętam tak jak by to było wczoraj.
Palący mroczny znak na moim ramieniu.
Lord wezwał nas wtedy gdzieś na jakiś cmentarz.
Lord, mój ojciec i inni równie czarni, tylko białe maski i różdżki z których padał słaby blask(2).
Na mogiły i kobietę leżącą po środku.
- Znowu mnie zawiodłeś Lucjuszu – usłyszałem syczące słowa Lorda.
Rozpoznanie że kobieta która leży u jego stóp, to moja matka.
Jej puste oczy, blada twarz i wykrzywione w bólu usta.
Świadomość że nigdy już mnie nie obejmie ani nie zobaczę i nie usłyszę jej śmiechu.
Krwistoczerwone spojrzenie mojego Pana, wskazanie jego długimi trupio białym palcem na ojca i syczący głos.
- Udowodnij swą lojalność.
- Avda Kedavra - z moich ust, różdżki w mej dłoni, serca i duszy wprost na mego szalonego ojca za wszystko to co zniszczył.
Za matkę, za moje życie.
Życie bez wyboru i w ciągłym strachu.
Zadowolony śmiech i syczące słowa Gada
- Mój wierny Draco, dobrze się spisałeś.

Syknął cicho czując pieczenie ran jakie miał na twarzy, otarł dłonią łzy płynące mu po policzkach.
- Jestem teraz sam. - szepnął łamiącym się głosem do odbicia w lustrze.
Przyssał się do butelki i pił przełykając łapczywie próbując utopić swój smutek w ognistej.
Gdy zapiekło go w gardle, opuścił flaszkę i odetchnął głęboko łapiąc z trudem oddech.
Poprzez łzy wspominał tamten dzień:

Zimny śmiech i przemowa Gada, której już nawet nie słuchał wpatrując się w bezwładne i martwe ciało matki.
A potem w ciszy nocy rozległ się głos.
- Ktoś tutaj jest !
Odgłosy walki i rozbłyski zaklęć dookoła mnie.
Moja obojętność. Krzyki zaskoczonych śmieciożerców, rozbłyski zaklęć buchających dookoła, odgłosy upadających ciał i ucieczka Gada.
Po raz pierwszy byłem wolny od mojego ojca.
Ale Los okrutna bogini zabrał mi też matkę.
Martwy ojciec za moimi plecami i jej zimne i tak obce ciało w moich ramionach.
Chciałem tylko położyć się i umrzeć w jej objęciach.
Słyszałem odgłosy walki i wrzaski tych którzy zostali ranni.
Potem martwa cisza. Chociaż ja w duszy krzyczałem.
Dotyk. Twoja ręka na mym ramieniu.
Smutek i ból w twoich zielonych oczach i twe słowa.
- Przykro mi Draco.
- Daj mi szansę.. a przysięgam na pamięć... mej matki.. pomogę ci zniszczyć Gada !
Moje gniewna i płaczliwa prośba.
Twoje zielone oczy pełne smutku i zrozumienia. Słowa które odmieniły mój los.
- Zgoda.
Twoja wyciągnięta ręka.
Moje zaskoczenie gdy zobaczyłem że jesteś sam.
Tylu zabitych i ty w czarnej szacie i oczach zielonych jak Avada z twojej różdżki gdy dobijałeś rannych śmieciożrców.
- Parę śmieci mniej – twoje słowa zimne jak lud.
Mnie to nie obchodziło miałem moją szansa na zemstę.
Dałeś mi szansę na to czego sam pragnąłeś.
Zemsta, za śmierć naszych matek.
Za nasze życia zniszczone przez szaleńca.
Moje informacje, nasza zemsta, rok walki.
Ja śmieciożerca i twój szpieg.
Ty odwieczny wróg i jedyny który mnie zrozumiał.
Ty który miałeś dość Zakonu Feniksa jego stetryczałych członków.
Ty który działałeś już sam. Opuszczony przez wszystkich, wystraszonych twoim okrucieństwem.
Polując i walcząc z śmieciożercami i Gadem.
Cały rok śledzenia, szpiegowania.
- Ja mu ufam - twoje słowa.
Święte oburzenie Zakonu i twoich przyjaciół.
Zakon działał za wolno. Jak zawsze. Ty i ja w końcu zaczęliśmy działać razem.
Bez przyjaciół, bez przeszłości i przyszłości niczym dwa Ponuraki(3) czające się w mrokach nocy.
Nasza walka, rozmowy, kłótnie i plany.
Moja stara rodzina tajemnica
Przedpiekle – kryjówka miejsce naszych spotkań i lizania ran.
Czyż nie dorwaliśmy. Zdrajcę, szpiega i mordercy Dumbledora.
Tego który był mi bliższy niż ojciec, naszego kochanego starego nietoperza.
Uniósł butelkę w niemym toaście do lusterka i pociągnął spory łyk.
Ależ był zdziwiony mój wspólniku, gdy staliśmy przed nim oboje.
Pamiętasz zdziwienie w jego oczach.
Oczyszczaliśmy świat z ludzi Gada, a moich towarzyszy i dawnych przyjaciół.
Polowaliśmy na nich bez wytchnienia, noc po nocy, aż do dzisiejszego popołudnia.
Twój pojedynek. Gad i Złoty chłopiec Gryffindoru.
Klęska Gada i twoje rany na które nic nie mogłem poradzić.
Wszystko przez to że Zakon się znowu spóźnił.
Gdyby przybyli wcześniej... żył byś teraz.
A tak... zostawiłeś mnie samego. W tym przedpiekle zwanym życiem.
W samotności, bez naszych rozmów i marzeń o lepszym jutrze.

W oczach zaszkliły mu się łzy, dopił resztę ognistej i rzucił flaszką rozbijając ją o ścianę.
Zaszlochał głośno, topiąc twarz w dłoniach. Gdy z jego gardła wydobył się jęk. Podniósł oczy, widząc swe żałosne i załzawione oblicze w odbiciu lustra zerwał się na nogi i wyszarpnął różdżkę z rękawa.
Rozległ się pełen cierpienia i złości głos - Avada kedavra.

...Tam gdzie polegnie bohater.
Cienie nad jego grobem płaczą.
A jego Cień zabiera mrok...

KONIEC.
*****************
(1) – Limbus Patrum to z łaciny „Przedpiekle”
(2) użyli Lumos – formuła zaklęcia które zapala światło na końcu różdżki
(3) Ponurak ( Omen śmierci – przybierający postać ogromnego czarnego psa ) – czarodzieje wieżą iż zwiastuje śmierć.


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Nie 20:02, 18 Cze 2006  
Ali Ali
Prefekt Naczelny



Dołączył: 09 Maj 2006
Posty: 118
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z piekła


Nikt nie kometuje i to tak długi czas w związku z czym zamykam pojedynek, który staje się tym nierozstrezygnięty. Autorzy mogą opublikować teksty na innych forach i w dziale "opowiadania". To tyle.


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Forum Dyskusje na temat Harryego Pottera Strona Główna -> Wyzwania Poetyckie -> Ali Ali kontara Dands Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 1 z 1  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

   
  
 Napisz nowy temat  Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi  



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin
Regulamin