Forum Dyskusje na temat Harryego Pottera Strona Główna   Dyskusje na temat Harryego Pottera
Dyskusje na temat Harryego Pottera
 


Forum Dyskusje na temat Harryego Pottera Strona Główna -> Opowiadania -> Harry Potter i Berło Zniszczenia Idź do strony 1, 2  Następny
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
  Post Harry Potter i Berło Zniszczenia - Wysłany: Pon 19:56, 07 Maj 2007  
Aravan
Potomek Slytherina



Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 804
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Podmroku


Sorka za błędy, Embarassed bo są na pewno a moja koffana beta nie sprawdziła tego rozdziału (posadke objeła jak napisałem następny Razz )
****************************************

Wprowadzenie.


– Avada Kedavra! – Krzykną mężczyzna w czarnym płaszczu z kapturem naciągniętym na głowę tak, że nie nożna było zobaczyć jego twarzy. Jakby zamiast niej miał nieprzeniknioną ciemność jedyne, co można było zobaczyć to oczy, krwistoczerwone z pionowymi źrenicami oczy. Patrzył teraz na zielony promień lecący w kierunku rocznego chłopczyka płaczącego w kołysce jego matka leżała tuż obok na podłodze, była martwa tak jak jej mąż, którego ciało leżało pod ścianą na przeciw drzwi wejściowych do domu. Zaklęcie uśmiercające uderzyło w chłopca wsiąkając w niego i w tym momencie rozległ się jeszcze jeden płacz. Zdziwiony czerwonooki spojrzał na miejsce obok chłopca, gdzie leżał biało niebieski kocyk, pod którym coś się poruszało i najwyraźniej płakało.

– Drugie dziecko?! – Pomyślał zdziwiony.

W tym samym momencie z chłopca wystrzelił zielony promień. Niestety mężczyzna za późno to dostrzegł i nie miał czasu, na jakąkolwiek reakcję zielony promień uderzył go z całą mocą i w ciągu kilku sekund ciało mężczyzny zapłonęło czarnym ogniem a po chwili rozleciało się na drobne płonące kawałeczki. Energia uwolniona w tym procesie była tak potężna, że rozsadziła dom praktycznie nic z niego nie zostawiając. Ze szczątków budynku wyleciała czarna półprzeźroczysta postać Lorda Voldemorta, bez mocy magicznej i ledwo żywy.
Dwójka malców spała teraz trzymając się za rączki jakby mieli się już nigdy więcej nie zobaczyć... I w istocie tak miało być, ale nigdy nie wiadomo, co przyniesie Jutro.


Rozdział Pierwszy:
Prawda


Na ulicy Privet Drive w domu z numerem 4 mieszkał pewien młody chłopak był wysokim szczupłym młodzieńcem z kruczo czarnymi wiecznie rozczochranymi włosami i noszącym okulary jedyne, co go odróżniało od innych ludzi mieszkających na Privet Drive to pewne tragiczne wydarzenie w przeszłości, po którym pozostała mu blizna na czole w kształcie błyskawicy oraz jego niezwykłe zdolności…
Cóż, co tu się dziwić w końcu to sam Harry Potter Chłopiec, – Który – Przeżył dla jednych wybawca dla innych wróg numer jeden.
Siedział na parapecie plecami oparty o futrynę i spoglądał w rozgwieżdżone nocne niebo jego myśli błądziły wokół jednej osoby… Syriusza Black’a jego ojca chrzestnego. Jego serce, duszę i ciało przepełniał smutek i tęsknota… Rozpacz, tak chłopak rozpaczał po stracie najbliższej mu osoby a najgorsze było to, że obwiniał się o jego śmierć a pojedyncza łza spłynęła mu po policzku. Właśnie przypomniała mu się rozmowa z dyrektorem po powrocie z ministerstwa, uśmiechną się ponuro na słowa przepowiedni a w jego sercu pojawił się żal do dyrektora Hogwart’u.
Z początku był na niego wściekły może nawet go w tedy znienawidził, ale to już znikło pozostawiając po sobie jedynie kolec żalu w sercu. Spojrzał w niebo szukając pewnej gwiazdy… odnalazł ją i przed oczami ukazał mu się moment, w którym Syriusz wpada za zasłonę jak słyszy głos swojej matki błagającej Czarnego Pana o litość, ale nie dostała jej. Nagle ogarnęła go wściekłość niczym gorąca fala rozchodziła się po jego ciele liżąc go płomiennymi językami, nieodparta chęć zemsty, na Lastragne i Voldemorcie zawładnęła nim całkowicie niczym trucizna krążyła mu w żyłach. Nagle przedmioty w pokoju zaczęły drgać mocno, wokół chłopaka zaczęła się zbierać energia po kilku sekundach widoczna była zielonkawa mgła, w której wirowały powyrywane strony z „Proroka Codziennego”, kurz i inne małe oraz lekkie przedmioty po niecałej minucie tajemnicza mgła wsiąknęła w zamknięte oczy chłopaka i wszystko ustało tak szybko jak się zaczęło.
Harry otworzył oczy w obawie, że zobaczy coś złego, lecz wszystko było w porządku. Zaintrygowany tym dziwnym zjawiskiem usiadł na łóżku i starał się zrozumieć to, co się przed chwilą stało, ale prawdę mówiąc nic takiego się nie stało, choć czół się nieco inaczej tak jakby wzmocniony, wzruszył ramionami i spojrzał w lustro wiszące naprzeciw niego to, co w nim zobaczył sprawiło, że aż spadł z łóżka. Podniósł się szybko i podbiegł do lustra wpatrując się w osłupieniu w swoje odbicie. Jego oczy aż świeciły zielenią tak intensywną, że sam ledwo to wytrzymywał zupełnie jak płomień zaklęcia uśmiercającego, oczy koloru avady, oczy śmierci.
Kilka minut później zieleń jego oczu zaczęła przygasać aż prawie całkiem przygasła teraz były nieco bardziej zielone niż zwykle i tylko naprawdę dobre oko będące wystarczająco blisko mogłoby dostrzec, że zieleń w jego tęczówce porusza się powoli po okręgu i chłopak właśnie to dostrzegł w końcu jest szukającym i to najlepszym w szkole i pewnie nie tylko tam.

– Dziwne, bardzo dziwne – mrukną cicho – i jak zwykle to „dziwactwo” musiało akurat mnie spotkać – dodał z sarkazmem – przynajmniej tego tak nie widać i jest o wiele fajniejsze niż ta idiotyczna blizna – i przypomniał sobie coś, co powiedział mu Syriusz „Harry, musisz wiedzieć, że kobiety lubią blizny… a twoja przyciąga szczególną uwagę…”.

– To Moody pewnie ma już cały harem… – pomyślał i uśmiechną się ironicznie.

Od tamtego „zjawiska” jak to zaczął nazywać, chłopak czół jakieś dziwne wołanie jakby ktoś go wzywał odczuwał z tą osobą jakąś więź. Wiedział, że ten ktoś jest człowiekiem, skąd? Porostu wiedział i tyle. Może była to jakaś sztuczka Voldemorta? Możliwe. Ale na razie chłopak starał się o tym nie myśleć zaczął czytać książkę od eliksirów, aby nie myśleć o niczym i nawet go wciągnęła i to nawet bardzo. Mijał już drugi tydzień a jak na razie nie dostał żadnej wiadomości od przyjaciół i w tym momencie coś zastukało w szybę, jak się później okazało była to jego sowa śnieżna, Hedwiga.

– Witaj Hedwigo widzę, że masz coś dla mnie.

Sowa wyciągnęła nóżkę, aby Potter mógł odwiązać list. Rozerwał kopertę i wyciągną złożony na pół pergamin.

Drogi Harry!
Na początek chcę cię przeprosić, że nie pisałam tak jak się umówiliśmy na stacji przed rozstaniem się z tobą i Ron’em. A to wszystko przez Dumbledore’a zakazał nam kontaktowania się z tobą dopóki nie przybędziemy wszyscy do KGZF! Powiedział, że list mógłby zostać przechwycony lub sowa mogłaby byś śledzona. Ale nie wytrzymałam i napisałam… jak z resztą widzisz Smile
Pokłóciłam się wczoraj z Ron’em i…mam do ciebie prośbę. Czy mogę zamieszkać u twojego wujostwa przez kilka dni… moi rodzice wyjechali w interesach i nie maja dla mnie czasu przez najbliższe dwa, trzy miesiące a w Norze nie chcę siedzieć razem z Ronaldem i…
A z resztą nie przejmuj się mną jakoś sobie poradzę. Wybacz, że cię o to prosiłam.
Pozdrawiam
Hermiona

PS. Masz mądrą sowę przyleciała akurat w momencie, gdy zapieczętowałam list, ale nie miałam jak go wysłać.


Harry przeczytał list od przyjaciółki i uśmiechną się szeroko.

– No, no jeszcze rok szkolny się nie zaczął a ty już łamiesz jakiś zakaz i to Dumbledore’a, Hermiono – mrukną rozbawiony, ale potem zaczął zastanawiać się, co też nagadał jej Ron, że ta ucieka od niego i ryzykuje swoje zdrowie psychiczne mieszkając przez kilka dni u Dursley’ów.
Ale podobała mu się taka perspektywa przynajmniej będzie miał, z kim pogadać. Tak, więc wyciągną pióro, atrament i kawałek pergaminu.

Droga Hermiono!
Najwyraźniej mamy na ciebie zły wpływ, że łamiesz zakaz Dyrektora Hogwartu… nie ładnie Hermiono ojj nie ładnie. Smile Ale swoją drogą cieszę się, że to zrobiłaś. A, co do twojej prośby to… SIĘ JESZCZE PYTASZ?! Oczywiście, że możesz. Nawet, jeśli Dursley’owie się nie zgodzą to i tak masz przyjechać! Bo jak nie to sam po ciebie polecę… na miotle!
Do szybkiego… HJP.


Przywiązał list do nóżki Hedwigi a ta natychmiast wyfrunęła przez okno. Szybko zszedł na dół i powiadomił wujostwo o jej przyjeździe.

– Ciociu, wujku nie długo przyjedzie do mnie moja przyjaciółka ze szkoły i czy mogłaby zostać tu przez kilka dni?

– Co takiego?! A niech sobie zostaje, ale my wyjeżdżamy do mojej siostry, Merage i wrócimy dopiero za miesiąc! – Zawołał oburzony Vernon. – Petunio Pakujemy się!

– Łatwo poszło – pomyślał z tryumfem chłopak.

W ciągu godziny Dursley’owie wyjechali samochodem z podjazdu i z piskiem opon odjechali. Harry został sam na caluteńki miesiąc a za nie długo miała przyjechać Hermiona, co jeszcze bardziej poprawiło mu humor.

* * *


We wspaniałym dworze w samym środku wielkiego ogrodu nad stawem siedziała dziewczyna na oko miała jakieś szesnaście lat jej długie ogniste włosy spływały na ramiona a długa grzywka zaczesana na ukos lekko zasłaniała duże zielone oczy. Siedziała i wpatrywała się w taflę wody nawet nie zauważyła jak ktoś usiadł obok niej.

– Nad czym tak zawzięcie myślisz, wiewióreczko? – Spytał nowo przybyły.

– Nad przeszłością – odparła smętnie. – Pamiętam tylko krzyki jakiejś kobiety, śmiech mężczyzny i zielone światło a potem ogromny ból… nic więcej.

– Na pewno to się kiedyś wyjaśni zobaczysz.

– Może…

– Widzę, że jeszcze coś cię trapi, Sam.

– Od kilku dni mam takie dziwne uczucie… jakby coś mnie wzywało, wołało do siebie nie umiem tego wyjaśnić… Ech to naprawdę jest dziwne.

– A może się zakochałaś! – Wykrzykną.

– Nie bądź nie mądry! – Skarciła go dziewczyna. – To jest coś innego.

– Ha ha haaa… Mała Sammy się zakochała… niech no zgadnę czyżby to był Matt? A może ten mięśniak Hector, albo…

– Przymknij się kretynie. W nikim się nie zakochałam! – Syknęła ze złością.

– Niech no się rodzice dowiedzą o tym, że nasza mała wiewióreczka się zabujała…

– Spróbuj a zabije! I nie nazywaj mnie wiewióreczką blondasku!

– A jednak, więc kto jest tym szczęściarzem? Matt? Hector?

– Matt – odparła zaczerwieniona.

– Mama i tata będą z ciebie, wiewióreczko tacy dumni… – powiedział poważnym głosem poczym zaczął biec w stronę domu a dziewczyna ruszyła za nim miotając w niego przeróżnymi zaklęciami.

Całemu zajściu przyglądała się dwójka ludzi mężczyzna i kobieta.

– Spójrz tylko na nich – odezwał się mężczyzna.

– Są tacy szczęśliwi – odparła kobieta – Gdyby nie Samantha, Draco nigdy by nie okazywał prawdziwej twarzy. Nawet, jeśli pokazuję ją tylko w domu.

– Nigdy sobie nie wybaczę Narcyzo, nie wybaczę sobie tego, że Dracon musi grać kogoś, kim nie jest…, czemu zgodziłem się na to Albus’owi?! Dlaczego?!

– Lucjuszu… Nie miałeś innego wyjścia! Myślisz, że Severus ma lekko? Przecież on też musiał się zgodzić. Musi nienawidzić syna swoich najlepszych przyjaciół a my musimy kazać robić to samo Draconowi – kobieta ukryła twarz w dłoniach i załkała głośno.

– To musi się skończyć Narcyzo. Lilly i James na pewno chcieliby tego – powiedział Luciusz przytulając małżonkę.

– Co chcesz zrobić? – Spytała ocierając łzy.

– Napiszę do Seva, niech pogada z Dumbledore’m musi nakłonić go, aby pozwolił mu przyjął Harry’ego do siebie na całe wakacje, i że będzie go uczył zaklęć, eliksirów i oklumencji. Napisze mu też, aby wyjaśnił wszystko chłopakowi a najlepiej gdyby był przy tym Remus. Wtedy Severus przeniesie go do nas razem z Lunatykiem, a co dalej? Zobaczymy.

– Jeśli Czarny Pan dowie się o tym to nas zabije! – Przeraziła się kobieta.

– To bez znaczenia kochanie On i tak nas zabije prędzej czy później.

– Szkoda, że Syriusza z nami nie będzie…- westchnęła kobieta.

– Taak on to potrafił rozbawić każdego – zamilkł na chwilę – żałuję, że nie mogłem dobrać się przez te lata do tego podłego zdrajcy, Glizdogona. Gdyby nie ta przysięga to Peter wąchałby już od dawna kwiatki od spodu!

– Nadal nie mogę tego pojąć, jak on mógł to zrobić?

– Nie wiem kochanie, naprawdę nie wiem.

* * *


Harry siedział właśnie w salonie i oglądał jakiś film w telewizji, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi szybko pobiegł tam wyciągając różdżkę, otworzył.

– Cześć Harry.

– Hermiona? Myślałem, że będziesz dopiero pod wieczór… fajnie, że już jesteś – powiedział na koniec uśmiechając się szeroko. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech i przytuliła go mocno.

– A gdzie twoje wujostwo? – Zagadnęła dziewczyna siedząc już na kanapie.

– Jak im powiedziałem, że ktoś przyjedzie tu i zostanie na kilka dni… oczywiście zapytałem czy może a oni się zgodzili to „wyjechali” na caluteńki miesiąc.

– Nieźle – podsumowała dziewczyna.

– A, co się takiego stało, że zaryzykowałaś swoje zdrowie psychiczne i postanowiłaś pomieszkać z moją „rodzinką”?

– Ron… – westchnęła.

– To wiem, ale coś on nie tak powiedział?… Przepraszam, nie chciałem być wścibski, nie musisz odpowiadać – zmieszał się chłopak

– Nie, w porządku…, jeśli miałabym się komuś zwierzyć to tylko tobie Harry. – Przerwała na sekundkę. – Kiedy przyjechałam następnego dnia do Nory ponieważ moi rodzice wyjechali w sprawach służbowych tak jak już wiesz z listu Ron był jakiś dziwny warczał na wszystkich z nikim nie chciał rozmawiać.
List do ciebie chciałam napisać razem z nim a on powiedział, że skoro tak za tobą tęsknię to może powinnam pojechać do ciebie i zamkną mi drzwi przed nosem. Tak, więc się spakowałam i kiedy miałam się teleportować do pokoju wparował Ron już od progu mnie przepraszając. Powiedziałam mu tylko, że zobaczymy się w szkole… no i jestem – zakończyła.

– Co mu strzeliło do łba?! – Powiedział zdziwiony Potter.

– Nie wiem, może znowu coś sobie ubzdurał jak w czwartej klasie z tym Turniejem Trójmagicznym? Myślałam, że mu przeszło…

– Widocznie nie – powiedział poczym objął ją ramieniem, – jeśli napisze do mnie i będzie się pytał o ciebie to, jeśli chcesz to powiem mu, że nie wiem gdzie jesteś.

– Byłabym wdzięczna.

Spojrzał jej w oczy a ona w jego przez kilkanaście sekund tonęła w zieleni jego oczu nie mogła się od nich uwolnić były takie piękne ta zieleń po prostu zniewalała w końcu otrząsnęła się z „transu” i zamrugała szybko. Harry widząc jej zdziwiony wyraz twarzy spytał.

– Co taka zdziwiona, co?

– Co? A niee… ja tylko…, co ci się stało w oczy? Są jakieś takie inne niż wcześniej – wyrwało się jej.

– Aaa too… szczerze to sam nie wiem - …i opowiedział całe zdarzenie z tamtego dnia.

– Dziwne i jeszcze te „wołanie” naprawdę dziwne – mruknęła.

– Mnie to mówisz?

– A jeśli to V-Voldemort? – Spytała.

– Może to on a może to coś innego – powiedział i wzruszył ramionami.

– Teraz niczego się nie dowiemy – westchnęła przeciągle. – Trzeba będzie poszperać w szkolnej bibliotece jak będziemy w Hogwarcie, albo się zapytać Dumbledore’a przy najbliższej okazji – powiedziała zamyślona dziewczyna.

– Na pewno nie! Wole wariant pierwszy!

– Co? – Zdziwiła się.

– Nie powiem o tym dropsowi – odparł chłodno.

– Ale dlaczego? – Zapytała nadal zdziwiona reakcją przyjaciela.

– Po prostu… po prostu już mu nie ufam.

– Czemu, co się stało?

Tak, więc opowiedział jej o całej rozmowie z dyrektorem. O tym jak wchodził mu do umysłu przy każdej rozmowie z nim. Jak okłamywał go na każdym kroku.

– Jak on mógł to zrobić? – Niedowierzała dziewczyna.

– Najgorsze było to, że przez pięć lat nie powiedział mi o przepowiedni – chłopak zamkną nagle oczy i otworzył je powoli przeklinając siebie w duchu.

– Harry, o jakiej przepowiedni? Masz na myśli tą, która była w Departamencie Tajemnic?! – Spytała ostro Hermiona a chłopak kiwną jej potakująco głową.

Przez kilkanaście minut mówił, kto ją usłyszał i przez kogo została wypowiedziana a potem przekazał treść przepowiedni.

– Jesteś pewny, że to o ciebie chodzi? Może… może to chodzi o kogoś innego? Może Dumbledore się myli…

– Przykro mi Hermiono, ale to o mnie chodzi – niespodziewanie dziewczyna rzuciła się mu na szyję pociągając nosem. Przez chwilę siedział w bezruchu poczym oddał uścisk – nie martw się Hermiono muszę wpierw załatwić kilka spraw (czyt. Voldemort) nim odejdę z tego świata.

– Nawet tak nie mów Harry! – Załkała i jeszcze mocniej go objęła.

– Żartowałem Hermiono, wybacz. No już nie płacz – złapał ją delikatnie za brodę i teraz spoglądał na jej załzawioną buzię.

Spojrzała na niego i znów popatrzyła w jego oczy tonąc w ich zieleni nie mogła się powstrzymać musiała to zrobić, chciała tego już od tak dawna… Powoli zbliżała swoją twarz ku jego twarzy… dzieliły je tylko milimetry… ich usta prawie się stykały ze sobą i w końcu połączyły się w delikatnym pocałunku jakby w obawie potem już w nieco pewniejszym po dłuższej chwili złączeni byli długim i gorącym pocałunkiem… Całowali się tak jak dwoje kochanków stęsknionych za sobą po długiej rozłące. Kilkanaście minut później odkleili się od siebie. Speszona dziewczyna odwróciła głowę w inną stronę, aby tylko nie patrzeć na Harry’ego ten oszołomiony tym, co się stało siedział nie mogąc wydobyć z siebie żadnych dźwięków po chwili na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech. Nie wytrzymała i spojrzała na niego o dziwo uśmiechał się do niej jak wariat.

– Czemu się tak uśmiechasz?

– Czemu? Bo właśnie całowałem się z najwspanialszą dziewczyną na świecie – Hermiona aż się zaczerwieniła na te słowa – i wiesz jak było?

– Nie, jak? – Spytała z lekką obawą.

– Mokro – odparł i roześmiał się.

Dziewczyna też zaśmiała się zaraz, gdy zrozumiała sens jego odpowiedzi. Twarz miała mokrą od łez…, Harry odruchowo zmierzwił sobie włosy i w tym momencie wyglądał jak James Potter, jego ojciec.

* * *


Mistrz eliksirów siedział w fotelu z przystawioną do czoła butelką Wody Ognistej w drugiej dłoni trzymał zapieczętowaną jasno zieloną kopertę zalakowaną srebrnym znaczkiem, był to herb rodu Malfoy. Miał złe przeczucia, co do zawartości listu w końcu Lucjusz używa takich tylko wtedy, gdy stało się coś niedobrego. Złamał pieczęć i wyciągną biały list.

– O jasna cholera! – Zaklął po przeczytaniu.

Severusie!
Nie wiem jak ci to powiedzieć… Dziś postanowiłem skończyć z tą całą farsą! Chcę wszystko powiedzieć chłopakowi… już dawno powinienem… nie, to My powinniśmy, wszyscy powinniśmy mu powiedzieć prawdę dawno temu. Ze względu na Lilly i James’a zróbmy to Severusie… Pewnie znienawidzi nas za to z resztą już nas nienawidzi… prócz Remusa, ale to się zmieni zapewne po usłyszeniu prawdy. Pogadaj z Albusem, powiedz mu, że weźmiesz chłopaka na resztę wakacji, że będziesz go uczył eliksirów czy, co tam wymyślisz. A najlepiej będzie jak powiesz, że zabierasz go do swojego drugiego domu dla zapewnienia lepszej ochrony… Tak, wiem, że posiadasz tylko jeden, ale Dumbledore o tym nie wie. Gdy plan się powiedzie powiedz chłopakowi wszystko, co wiesz i przyprowadź do Naszego domu. Jeśli Dumbledore się nie zgodzi upozorujemy atak śmierciożerców.
PS. Niech Remus będzie przy tych wyjaśnieniach i też go zabierzesz.
L. V. Malfoy


Hogwardzkimi lochami szybkim krokiem szedł mężczyzna ubrany w czarną szatę. W jednej dłoni trzymał białą maskę w drugiej natomiast trzymał butelkę Ognistej. Kilka minut później stał przed siwobrodym mężczyzną.

– Co u Tom’a, Severusie?

– Wścieka się i rozdaje crucjatusy na prawo i lewo. Nadal jest zły, że stracił przepowiednie.

– Czyli odzyskał moc po wydarzeniach w ministerstwie.

– Tak Albusie. A, co z Potter’em – dodał po chwili milczenia – mam go dalej uczyć Oklumencji?

– Nie mamy innego wyjścia… ty jesteś w tym najlepszy.

– To w takim razie wezmę go do mojego drugiego domu.

– Drugiego?

– Tak, drugiego. Czarny Pan wie gdzie mieszkam, więc chłopak będzie w drugim najbezpieczniejszy.

– Czy zdradzisz mi gdzie on się znajduję?

– Nie Albusie, nie powiem nawet tobie.

– Rozumiem cię, więc nie będę nalegał.

– Nauczę go też parę pożytecznych zaklęć i podszkolę w eliksirach.

– Chyba nie zamierzasz go uczyć czarnej magii?!

– Tylko kilka zaklęć, Albusie.

– Dobrze, tylko nie ucz go przypadkiem niewybaczalnych.

– Żeby potem wypróbował je na mnie? Nie jestem samobójcą, Albusie! – I mówi to on Severus Snape, szpieg jasnej strony.
Mistrz eliksirów kładł rękę na klamkę, gdy ponownie odezwał się Dumbledore.

– Pamiętasz Severusie o naszej umowie? Harry będzie bezpieczniejszy, jeśli nie pozna prawdy.

– Tak pamiętam – odparł a jego głos drgał od tłumionej furii.

– To dobrze Severusie.

* * *


Remus Lupin miał właśnie wartę i siedział w krzakach pod peleryną niewidką i obserwował dom Dursley’ów nagle usłyszał za sobą jakiś ruch rozejrzał się, lecz nikogo nie dostrzegł.

– Remus, jesteś tu? – Usłyszał znajomy szept.

– Severus? – Zdziwił się wilkołak.

W tym samym momencie obaj zdjęli peleryny.

– Czy coś się stało? – Spytał Lupin.

– Raczej stanie się… Dostałem list od Lucjusza, proszę – podał mu go.

Mężczyzna szybko przeczytał list potem zrobił to jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze raz. Spojrzał na Snape’a z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy.

– Kiedy mamy to zrobić?

– Im wcześniej tym lepiej. Nie do wiary… bardziej się obawiam tego „spotkania” niż kolejnego zebrania wewnętrznego kręgu!

– Taaa w moim przypadku zamiast zebrania śmierciożerców to pełni.

– No to idziemy – mrukną Snape.

– Czekaj – Severus spojrzał na niego pytająco – lepiej załóżmy peleryny – mężczyzna skiną tylko głową na znak zgody i modląc się w duchu, aby Szalonooki przypadkiem się nie zjawił ruszyli w stronę domu.

Tym czasem Harry buszował w lodówce w poszukiwaniu czegoś mięsnego, ale jedyne, co znalazł to przeróżne sałatki warzywne i warzywa. No tak Dudley i jego dieta! Tak, więc wyciągną dwa małe półmiski sałatki.

– Hermiono masz ochotę na sałatkę warzywną? – Krzykną do siedzącej w pomieszczeniu obok dziewczyny.

– Może być chyba, że proponujesz coś innego.

– Hmm mam jeszcze sałatkę warzywną i sałatkę warzywną o mam jeszcze sałatkę warzywną!

– To w takim razie poproszę o sałatkę warzywną! – Powiedziała chichocząc.

– Proszę – rzekł Potter stawiając sałatkę przed dziewczyną.

– Dziękuję – odparła z uśmiechem.

– Na deser będzie… Sałatka… Warzywna – zapowiedział chłopak poczym oboje zaśmiali się wesoło.

Ich rozmowę przerwało pukanie do drzwi Potter pobiegł z wyciągniętą różdżką i po chwili otworzył je.

– Profesor Lupin? – Zdziwił się chłopak po chwili jeszcze bardziej się zdziwił, gdy z za jego pleców wyłonił się Snape – Profesor Snape?! – Mężczyźni nie spodziewali się tego stali i wpatrywali się w chłopaka jakby mu druga głowa wyrosła.

– Czy coś się stało – spytał niepewnie.

– C-coo? – Wydukał Lupin.

– Ummm lepiej wejdźmy do środka – zaproponował nietoperz.

– Potter możesz mi wyjaśnić jedną rzecz? – Odezwał się Mistrz Eliksirów, na co ten skiną głową, – jakim cudem widzisz przez peleryny niewidki?

– Że niby co? – Teraz to Harry stał oszołomiony.

– Jakim cudem widzisz przez peleryny niewidki? – Powtórzył pytanie.

– N-nie wiem, a widzę?

Mężczyzna nie odpowiedział tylko zarzucił na siebie ową rzecz poczym ją ściągną.

– O cholera!

– Trafne określenie Potter, ale kiedy indziej porozmawiamy o tym. Teraz mamy ważniejsze sprawy na głowie.

– To może przejdźmy do salonu – powiedział chłopak i ruszył prowadząc za sobą obu gości.

– Kto to był? – Spytała Hermiona widząc wchodzącego Harry’ego.

– Hermiona? – Zdziwił się Lunatyk.

– Profesor Lupin?

– Granger? – Powiedział zdziwiony Mistrz Eliksirów.

– Profesor Snape?

– Co tu robisz Hermiono? – Zapytał się jej Lupin.

– Mieszka – Odparł za nią Harry.

Snape i Lupin wymienili szybkie spojrzenia i spojrzeli na dziewczynę.

– Nie w takim sensie – Potter spojrzał na nich z politowaniem.

Hermiona odwróciła głowę w przeciwną stronę żeby żaden z nich nie zobaczył, że się zarumieniła.

– Dobra mniejsza z tym… musimy porozmawiać. Na osobności – powiedział Snape.

– To ja zostawię was samych – powiedziała Hermiona wstając.

– Zostań Hermiono proszę – poprosił ją chłopak a ta ponownie usiadła.

– No dobrze… w takim razie zaczynajmy, Severusie.

– Jak wiesz stosunki między mną a twoimi rodzicami i… Lucjuszem Malfoy’em były nie najlepsze, co było nie prawdą, grą Harry – chłopak zdziwił się, że Snape powiedział do niego po imieniu, ale nie skomentował tego – musieliśmy tak udawać, że się nienawidzimy w szczególności ja i twój ojciec. Kłótnie i częste pojedynki między nami to było tylko na pokaz w rzeczywistości byliśmy przyjaciółmi Ja, Remus, Lucjusz, Syriusz, James, Lilly, Narcyza i Peter byliśmy przyjaciółmi znaliśmy się od zawsze każde wakacje i święta spędzaliśmy razem. W szkole znów musieliśmy odgrywać nasze role, dlaczego? Dumbledore tego chciał. Usłyszał pewną przepowiednię dotycząca ciebie i nadchodzącego nowego Czarnego Pana oczywiście wiedział, kim on jest i z dniem rozpoczęcia jego działalności i nakazał mi i Lucjuszowi wraz z Narcyzą wstąpić w jego szeregi jako szpiedzy.

– Zaraz, jaką przepowiednię? Czy to ta, co wygłosiła Trelawney?

– Tak, Harry – potwierdził Lupin.

– Ale przecież została wygłoszona tuż przed moimi narodzinami.

– To kłamstwo, to nie Trelawney tylko ktoś inny wygłosiła ją na rok przed naszym trafieniem do Hogwartu – rzekł Snape, – ale pozwól mi mówić dalej.

– Właśnie wtedy przyszedł do nas Dumbledore i powiedział, co mamy robić. Byliśmy za młodzi, by zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi, zgodziliśmy się. Tuż przed dojściem Czarnego Pana do władzy zrozumieliśmy swój błąd i postanowiliśmy zrezygnować niestety Dumbledore powiedział, że jest już na to za późno i powiedział nam wszystkim o tej przepowiedni. To było w Świńskim Łbie w tedy właśnie nie było z nami Peter’a. Postanowiliśmy ukryć Potter’ów w Dolinie Godryka a Strażnikiem Tajemnicy był właśnie Peter, jako że jedyny nie znał przepowiedni… Niestety myliliśmy się to właśnie jego wyrzucono z baru a dowiedzieliśmy się tego na jednym ze spotkań śmierciożerców. To on przekazał jej część Czarnemu Panu i to on zdradził gdzie ukrywają się twoi rodzice. Gdy przybyliśmy z pomocą było już za późno. Syriusz ruszył na poszukiwania Petera… z reszta wiesz, co było dalej. Ja, Remus, Lucjusz wraz z Narcyzą przeszukiwaliśmy zrujnowany dom z nadzieją, że ktoś ocalał i znaleźliśmy ciebie i… twoją siostrę.

– C-coo? – Zapytał słabo chłopak – moją siostrę? MAM SIOSTRĘ?! – Krzykną.

– Lucjusz i Narcyza wzięli ją do siebie, mimo iż mieli trzy miesięcznego synka a my powiedzieliśmy dyrektorowi, że dziewczynka zginęła.

– Czy On wiedział? CZY DUMBLEDORE WIEDZIAŁ, ŻE MAM SIOSTRĘ?! – Ryknął.

– Tak, wiedział.

Harry ukrył twarz w dłoniach nie mogąc uwierzyć, że nie powiedział mu o niej siedząca obok niego Hermiona przytuliła go mocno.

– Dlaczego? Dlaczego nic mi nie powiedzieliście?!

– Nie mieliśmy wyboru Dumbledore zmusił nas do tego w przeciwnym razie wszyscy byśmy trafili do Azkabanu. Remus’owi nakazał milczenie Ja miałem cię nienawidzić tak jak i Malfoy’owie Syriusz po wyjściu z Azkabanu miał siedzieć cicho w swoim domu, lecz nie wytrzymał i powiedział, że wszystko ci powie, wtedy Dumbledore podsuną ci tą wizję – wyjaśnił Lupin.

– Więc to nie była sprawka Voldemorta?!

– Nie.

Chłopak zacisną pięści z tłumionej furii i odezwał się po chwili zimnym jak lód głosem.

– Czemu to zrobił? Jaki miał w tym cel?

– Chciał cię kontrolować zrobić z ciebie wojownika, który odda życie w walce ze złem, chce abyś staną przed Czarnym Panem, ale nie wygrał robił wszystko abyś przegrał walcząc z nim doskonale wiedział, że zrobisz wszystko, by pokonać lorda. Ale jeśli to Czarny Pan wygra to zabijając ciebie zużyje tyle swojej energii, aby Dumbledore bez większych problemów mógł go pokonać i zgarnąć wszystkie laury i moc lorda. W tedy ogłosiłby się władcą całej magicznej społeczności.

– To się nigdy nie stanie! – Warkną wściekły Potter.

– Chcę cię przeprosić za te lata w Hogwarcie… mam nadzieję, że kiedyś mi to wybaczysz – odezwał się nagle Snape.

– I mi też… wybacz mi moje milczenie – dodał Lupin.

– Mój świat właśnie legł w gruzach – przemówił chłopak obojętnym głosem – więc zacznijmy wszystko od nowa.

– Zgoda – zgodzili się mężczyźni.

– Mam pytanie do pana profesorze – zwrócił się do Snape’a – czemu nie złapałeś Glizdogona, aby uniewinnić Syriusza?

– To przez przysięgę krwi, jaką złożyliśmy sobie wszyscy… tuż przed pierwszym wyjazdem do szkoły przysięgliśmy sobie, że będziemy zawsze razem bez względu na wszystko, że nie zdradzimy nikogo z nas, i że nie podniesiemy na siebie nawzajem różdżki. Jeśli tak by się stało to ten ktoś zostaje przeklęty i po śmierci jego dusza przestaje istnieć a to jest gorsze od trafienia do piekła. A i mam prośbę… mów mi Severus.

– A mi Remus lub Lunatyk.

– Dobrze na nas już czas, Harry spakuj się. Zabieramy cię stąd.

– A, co z nią – chłopak wskazał na dziewczynę.

– Będzie musiała mieszkać u Weasley’ów albo w Kwaterze Głównej – odparł Lupin.

– Nic z tego, albo jedzie z nami, albo nigdzie nie jedziemy! – Powiedział twardo Potter.

– Niech wam będzie – westchną Mistrz Eliksirów.

Po dwudziestu minutach byli gotowi do drogi jednym ruchem różdżki ich kufry zmniejszyły się w świstoklik poczym znikli, by pojawić się przed bramą przypominającą skrzydła smoka.


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Pon 19:57, 07 Maj 2007  
Aravan
Potomek Slytherina



Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 804
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Podmroku


Tak wiem. Wszystko dziej się za szybko, a rozdział za krótki…, Ale tak ma być, ponieważ przewiduje dziesięć – piętnaście rozdziałów, może więcej.
Fick betuje Cruxia, za co jestem jej wdzięczny i jeśli zechce to inne moje ficki też może poprawiać. Very Happy I właśnie jej dedykuje ten oto rozdział. I za rozmowe na GG (wiesz o którą mi chodzi)
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

– Witamy na Wyspie Cienia – odezwał się cicho Lupin.

– Gdzie? – Spytał inteligentnie Złoty Chłopiec.

– Później ci wyjaśnię – dodał tajemniczo wilkołak.

Snape podszedł do bramy i otworzył ją z cichym zgrzytem. Po chwili cała czwórka szła wysypaną drobnymi kamykami dróżką prowadzącą prosto do Dworu.
Severus nacisną dzwonek i niemalże natychmiast drzwi otworzył im domowy skrzat.

– Sir Snape, sir Lupin! Zapraszam do środka – zapiszczał skrzat.

– Dziękujemy Sknerku – odparł pierwszy poczym weszli do środka.

Skrzat zaprowadził gości do przestronnego salonu w stylu gotyckim. Dwójce gryfonów najbardziej rzucił się w oczy kominek, który wykonany był z białego marmuru. Wyglądał jak głowa smoka z otwartą paszczą i z niebieskimi kryształami zamiast oczu, które świeciły teraz dzięki temu, że płoną w nich ogień, co dawało wrażenie jakby miał za chwilę zionąć ogniem.
Gdy Potter bliżej się mu przyjrzał zobaczył, że wyryte są na nim dziwne symbole i wizerunki smoków, ale były tak jakby rozmyte, oraz ludzi ze skrzydłami wyrastającymi z pleców tyle, że w ich przypadku to owe skrzydła były „rozmyte”.
W końcu do salonu wkroczył Lucjusz Malfoy wraz z żoną.

– Witajcie – przywitał się z Remusem i Severusem.

– Pott... Harry – przywitał się z chłopakiem a następnie jego wzrok padł na gryfonkę – Granger? – Zdziwił się.

– Nie mieliśmy wyjścia, więc ją zabraliśmy. Była u Harry’ego, gdy przyszliśmy po niego – wyjaśnił lunatyk.

– W takim razie domyślam się, że już wam powiedzieli o wszystkim, zgadza się?

– Tak – odparł krótko Potter.

– To w takim razie wyjaśnię wam gdzie się znajdujemy, bo tego to raczej wam nie wyjaśnili. Otóż wyspa, na której jesteśmy nazywana jest Wyspą Cieni i leży dokładnie w Trójkącie Bermudzkim. Jest tu jakieś dwa i pół tysiąca mieszkańców... Tych magicznych i tych nie magicznych. Ci drudzy wiedzą o nas.

– Jak to?! – Zdziwiła się dziewczyna.

– Już wyjaśniam. Żadne ministerstwo na świecie nie wie o istnieniu tej wyspy, więc nie obowiązują nas ich prawa. Jesteśmy całkowicie wolni, mamy własny kodeks i mamy też władcę tejże wyspy i to on decyduje, kogo na nią wpuszczamy. To miejsce jest takim „azylem” dla osoby, która potrzebuje schronienia i nie ma znaczenia czy jest mugolem czy czarodziejem.

– Czyli możemy tu czarować? – Spytał z nadzieją chłopak.

– Oczywiście – potwierdził z uśmiechem Lupin.

– Przepraszam. – Powiedział nagle do Pottera Lucjusz.

– Słucham? – Spytał ten.

– Przepraszam – powtórzył – za wszystko.

– W porządku... Teraz, kiedy znam prawdę możemy zacząć od nowa – powiedział i uśmiechną się do małżeństwa.

– Dobrze, Harry czas abyś poznał swoją siostrę – odezwała się milcząca dotąd Narcyza.

– Czy ona też o tym wie? – Spytał wybraniec.

– Tak. Powiedzieliśmy jej i Draconowi o wszystkim – odpowiedziała.

– To my wyjdziemy – wtrącił się Remus – Narcyzo idź po nią – dodał i wypędzając resztę towarzystwa opuścił pomieszczenie.

Złoty Chłopiec Gryffindoru dreptał zdenerwowany w tę i z powrotem w oczekiwaniu na dziewczynę. Po kilku minutach do pomieszczenia niepewnym krokiem weszła oczekiwana osoba. Chłopak wyczuł jej obecność i wcale się nad tym nie zastanawiając odwrócił twarz w jej stronę.

– Samantha?

– Harry?! – Pisnęła i ze łzami w oczach rzuciła się chłopakowi na szyje.

– Tak się cieszę, tak bardzo się cieszę… już nikt i nic nas nie rozdzieli… przysięgam! – Mówił chłopak mocno tuląc do siebie siostrę.

– Od jakiegoś czasu czułam, że coś a raczej ktoś mnie wzywa jakaś dziwna siła mnie przyciągała... Teraz wiem, że byłeś to ty.

– Wiesz, ja też miałem takie uczucie. Myślałem, że jestem sam na tym świecie, że nie mam już nikogo a tu okazuje się, że mam siostrę – powiedział uśmiechnięty Harry.

Rozmawiali jeszcze przez długie godziny opowiadając sobie o swoim dzieciństwie, przyjaciołach, szkole. Czyli w sumie o wszystkim. W końcu jako rodzeństwo musieli się czegoś o sobie dowiedzieć...
Ich rozmowę przerwało nagle wtargnięcie dwójki.

- Wybaczcie, że wam przerywamy, ale od ładnych paru godzin nie wychodziliście i nic nie było słychać, więc pomyśleliśmy, że...

– ...się pozabijaliście – dodał młody Malfoy przerywając tym wywód Hermiony.

– …postanowiliśmy sprawdzić czy wszystko u was jest w porządku i…

– …i jednak się nie pozabijali – mrukną blondyn a brązowowłosa spiorunowała go wzrokiem.

– …i przyszliśmy – zakończyła.

– … a niektórzy zostali do tego zmuszeni… – mrukną blond włosy, przez co dostał lekko w tył głowy.

Harry wraz z Samanthą przysłuchiwali się temu ledwo powstrzymując się od śmiechu. W końcu nie wytrzymali i wybuchli głośnym śmiechem. Śmiali się przez dobre kilka minut i gdy w końcu się uspokoili siostra Pottera powiedziała:

– Jak najbardziej, wszystko jest w najlepszym porządku.

– No prawie wszystko – wtrącił gryfon – Draco, skoro obaj znamy prawdę to może zaczniemy od...

– …nowa? – Wszedł mu w słowo blondyn.

– Tak. Od nowa – przytakną i wyciągną dłoń, którą ślizgon bez wahania uścisnął.

– Trochę dziwnie się z tym czuję. Jednego dnia wszystko miałem ładnie ułożone a następnego dowiaduje się, że żyłem w kłamstwie i przez to moje życie wywraca się do góry nogami.

– Taa… Wyobraź sobie, że ja mam tak na okrągło i już nie wiem gdzie jest góra a gdzie dół.

Draco uśmiechną się lekko pod nosem zastanawiając się jak można w jednej chwili nienawidzić kogoś a w następnej w ręcz przeciwnie. Ale czy to ważne? Po prostu można i już.

– Wiesz… – zaczął Malfoy – tak się zastanawiam, co będzie jak będziemy w Hogwarcie?

– Może na razie trzymajmy to wszystko w tajemnicy? – mrukną zamyślony wybraniec.

– Myślę, że tak będzie najlepiej. Przynajmniej na razie – Powiedział stojący w drzwiach Severus.

– Czyli mamy „grać” dalej – mrukną posępnie Harry.

– Tak – zgodził się mężczyzna.

Następnego dnia podczas śniadania Lucjusz poruszył pewien temat.

– Samanto, muszę cię o to spytać - dziewczyna spojrzała na niego wyczekująco.

– Czy chcesz zachować obecne nazwisko czy wrócić do prawdziwego?

– N-nie wiem, ale wrócę chyba do tamtego.

– W porządku – odpowiedział.

– Nie jesteście źli? – spytała spoglądając to na Lucjusza, to na Narcyzę.
– Oczywiście, że nie. Jesteśmy dumni, że córka naszych przyjaciół mogła nosić nasze nazwisko.

– Ty zdecyduj, kiedy je zmienić – dodała Narcyza.

– Może poczekaj trochę z tą decyzją? – Odezwał się nagle wybraniec.

– Czemu?

– Bo jeśli Czarny Pan się dowie, to zrobi wszystko by cię dopaść a potem dobierze się do Harry’ego. Albo zrobi to Dumbledore i zwali to na Lorda… nas wykończy a tobie zmodyfikuje pamięć wciskając jakąś historyjkę.

– Przeklęty staruch – warkną wściekły gryfon.

– Zależy, z której strony na to spojrzeć.

* * *
Trzy godziny wcześniej...

Troje mężczyzn i jedna kobieta stało w gabinecie władcy Wyspy Cienia bacznie obserwując swego mistrza w oczekiwaniu na to, co powie. Rozmowa tyczyła się pewnego rodzeństwa.

– Czy to pewne? – Odezwał się Mistrz.

– Raczej tak – odparł Mistrz Eliksirów.

– Raczej? Musze mieć pewność Severusie, pewność! Inaczej mogą nie przeżyć przemiany.

– Harry widzi przez peleryny niewidki…

– To o niczym nie świadczy, niekiedy czarodziej ma taką zdolność!

– Tak, wiem o tym, ale zmieniły się jego oczy… Jakby ktoś umieścił tam płomienie zaklęcia uśmiercającego! Zupełnie jak u Lilly po przemianie! Jeśli Harry jest Demonem to jego siostra też nim jest. A do tego zna nasz język, jest wężousty.

– Voldemort też a nie jest jednym z nas… A co z waszym synem? – Teraz zwrócił się do państwa Malfoy’ów.

– Draco jest jednym z nas – rzekła z dumą Pani Malfoy. Mężczyzna zwany „Mistrzem” skiną tylko głową.

– Co do Hermiony Granger to niestety, ona nie jest jedną z nas, ale jej moc jest niemalże równa mocy matki Harry’ego przed przemianą.

– Z Potterami musimy poczekać. W ciągu dwóch lub trzech tygodni będziemy wiedzieć czy są jednymi z nas, a co do tej Granger to się jeszcze zastanowię. Teraz przejdźmy do następnej sprawy. Otóż dowiedziałem się dość interesującej rzeczy na temat… braci Dumbledore’a,
a nie jak myśleliśmy jednego. Pierwszym jest oczywiście Aberforth, a drugim jest Grindewald.

– Jaja sobie z nas robisz! – Krzykną Lupin.

– Nic podobnego. Grindewald jest, a raczej był, jego bratem.

– Pięknie, zabił własnego brata – mrukną zszokowany Lucjusz.

– Dokładnie to dwóch – poprawił go Mistrz.

– Co?! – Zapytał głupio Malfoy.

– Zabił dwóch braci. Aberforth został zabity dziś o świcie.

– No pięknie. Nie ma to jak więzy rodzinne! – Zironizował Snape.

– To nie wszystko – ponownie odezwał się Mistrz. – Było czworo Czarnych Panów, z czego dwóch nie żyje.

– Coraz lepiej – Severus poczuł, że Mistrz się rozkręca.

– Jednego z nich znacie bardzo dobrze…

– Voldemort – powiedział natychmiast Lupin.

– To kim są martwi lordowie? – Spytała Narcyza.

– Grindewald i Aberforth Dumbledore – Odpowiedział Mistrz.

– A ten drugi żyjący? – Spytał Lucjusz, choć domyślał się, jaka będzie odpowiedź.

– Albus Dumbledore. Ale najciekawsze jest to, że ten stary dziad eliminuje wszystkich lordów wchłaniając ich moc.

– To ilu ich było lub jeszcze jest?

– Został tylko Voldemort, a było ich dwunastu.

– Pięknie, to teraz mamy na karku super-lorda? – Wtrącił swoje trzy knuty Severus.

– Pierwszy Czarny Pan pojawił się za czasów Założycieli Hogwartu, byli w tym samym wieku - a nauczał ich Merlin. Ten czarno mag stworzył zaklęcie pochłaniające energię, ale tylko istot przesiąkniętych czarną magią. Ogłosił się Lordem, miał na imię Kserksses. Zabił Merlina i pozostałą czwórkę, poczym odszedł. Później pojawił się drugi Czarny Pan. Wtedy Kserksses ujawnił się i zabił go wchłaniając jego moc, dzięki czemu wzmocnił siebie. I tak było z następnymi Lordami aż do dziś. Voldemort jest ostatni na liście, a jeśli i jego moc wchłonie, świat na wieki pogrąży się w chaosie.

– Bajecznie – mrukną Snape – czemu Dumbledore nie wykończył jeszcze Voldemorta? – dodał już głośniej.

– Z powodu przepowiedni.

– No dobra przepowiednia przepowiednią, ale skoro wiedział kim jest kolejny czarny pan to dlaczego nie unicestwił go zaraz po narodzinach lub jeszcze będąc w szkole? – dociekał Mistrz Eliksirów.

– Właśnie o tym wspomniałem. Chodziło o przepowiednię.

– Zaraz, moment… nie rozumiem. – Pożalił się Lunatyk.

– Ech – westchną Mistrz – przepowiednia ta jest dużo starsza niż myślicie.

– Jak dużo? – Zapytali wszyscy na raz.

– Bardzo dużo, wypowiedział ją Merlin tuż przed śmiercią.

– Wow, nieźle – podsumował Snape - ale zaraz, skąd to wiesz?

– Od Tiary Merlina… tej samej, która przydziela uczniów w Hogwarcie… Właściwie to była tiara Gryffindore’a a Merlin dostał ją od niego na urodziny – wyjaśnił. – Dumbledore czy jak wolicie Kserksses żyje dzięki wchłonięciu mocy innych lordów. Jego dusza jest w połowie nieśmiertelna, czyli starzeje się bardzo wolno, za to jego ciało starzeje się normalnie. Po unicestwieniu lordów przejmował ich „skorupkę”, znaczy się ciało. Dlaczego nie przywdział wdzianka Gridewalda? Bo nie był tak podobny do dwójki swych braci, Albus i Aberforth byli bliźniakami, więc swoją „kopię” zostawił na koniec.

– No to mamy prze...

– Severusie! – Zgromiła go Narcyza.

– …srane.

– Możecie już iść. A… i pokażcie miasto dzieciakom.

– A co ja jestem, niańka?! – Oburzył się Snape.

– Marudzisz Sev. Może być całkiem fajnie – powiedział Lunatyk klepiąc przyjaciela po ramieniu.

– Zależy dla kogo, futrzaku.

Remus wzruszył tylko ramionami i opuścił pomieszczenie, a za nim podążyła reszta towarzystwa.

* * *
– Co masz na myśli Remusie? – Spytał zdziwiony Potter.
Tak, więc przez jakieś pół godziny opowiadał młodzieży o tym, czego dowiedział się od samego Mistrza. Ale nic nie wspomniał o tym, że są demonami. Gdy skończył mówić młodzież siedziała jak słupy soli, żadne nie było w stanie się odezwać ani wykonać jakiegokolwiek ruchu. Siedzieli tak i wpatrywali się w wilkołaka osłupiali. Dopiero po kilku minutach otrząsnęli się z szoku.

– Teraz to już nic mnie nie zaskoczy... – powiedział Draco.

Harry nadal siedział w bezruchu i patrzył niewidzącym wzrokiem przed siebie, a przez jego głowę przelewały się tysiące myśli, które zaraz przybrały wygląd jednej osoby: siwobrodego człowieka o niebieskich oczach skrytych z okularami połówkami i dobrotliwym uśmiechu. Kłamstwa… niedomówienia i pół prawdy… „To dla twojego dobra”. - przeklęty staruch! - Ciągłe pilnowanie i śledzenie… więzienie u nienawidzących go krewnych… trzymanie w złotej klatce – pieprzony dziad! – Przez niego zginą Syriusz, ukrywał prawdę o Sam* – Nienawidzę go!
Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że stoi i kurczowo zaciska pięści. Jego oddech przyspieszył a serce waliło jak szalone. Zieleń krążąca w jego tęczówkach przyspieszyła tak mocno, że wyglądała jak zielona smuga. Powoli robiła się intensywniejsza, jakby rozpalało się w nich ognisko rosnące coraz bardziej i bardziej. Severus Snape stojący akurat naprzeciw niego zobaczył, że z chłopakiem dzieje się coś niepokojącego. To samo zauważyli po chwili pozostali. Mistrz Eliksirów zbliżył się do chłopaka i spojrzał mu w oczy. To, co w nich ujrzał przeraziło go tak bardzo, że aż odskoczył gwałtownie do tyłu cały blady…
Oddech chłopaka przyspieszył jeszcze bardziej. Był płytki, szybki i chrapliwy niczym warczenie dzikiego zwierzęcia szykującego się do ataku. Rozgrzany do białości gniew jak ogień lizał jego wnętrze, płonął w straszliwej pustce, wypełniając go pragnieniem zranienia Dumbledore'a tak jak on zranił jego. Gniew i nienawiść buzowały w nim jego ciało naprężyło się. Upadł na kolana… jego przyjaciele chcieli mu pomóc, ale nie mogli się ruszyć, moc wydobywająca się z chłopaka była tak przytłaczająca, że ledwo można było oddychać. Nagle zrobiło się strasznie zimno. Światło przygasło ustępując miejsca mrocznemu cieniowi, jaki zapanował w pomieszczeniu. Krzykną, a jego głos przepełniony był wielkim cierpieniem i jeszcze większą nienawiścią. Otworzył oczy, które przed chwilą zamkną… biła z nich jaskrawa zieleń, a po sekundzie wydobywała się z nich zielona para jakby miały mu się zaraz ugotować, lecz nic nie nastąpiło. Magia nagromadzona w pomieszczeniu była tak wielka, że ściany i sufit zaczęły pękać a stolik koło Pottera zapalił się zielonym ogniem i rozsypał się w proch. To samo spotkało kilka innych przedmiotów. Farba kryjąca ściany zaczęła pokrywać się bąblami… znów krzykną i opadł podpierając się na dłoniach. Hermiona chciała mu jakoś pomóc, lecz powstrzymał ją silny uchwyt Lucjusza. W tym momencie z pleców Harry’ego wystrzelił się czarny płomień, który rozszczepił się na dziesięć długich na czterometrowych oraz grubych jak ramię człowieka smug niczym u ośmiornicy, które do wysokości ponad jednego metra złączone były przez nieprzenikniony czarny „dymny” płaszcz, który podzielony był na dwie części. Jego skrzydła były nie podobne do żadnych innych.

– Niech nikt nie zbliża się do niego! – Ostrzegł Snape.

– Dlaczego?! Trzeba mu pomóc! – Krzyknęła Granger.

– Kiedy będzie po wszystkim! Jeśli te „ramiona” cię dotkną, umrzesz!

„Coś” w jego wnętrzu się zmieniło jakby ktoś tam był, rozwijał się w nim wypełniając całe jego ciało, wzmacniając go. Poczuł palący ogień w mięśniach oraz kościach… Z jego gardła wydobył się przerażający ryk potem rozległ się odgłos rozciąganych kończyn i pękających kości. I znów krzyk pełen nieludzkiego bólu. Ściany zapłonęły zielonym ogniem wysokim pod sam sufit… Krzyk wybrańca ustał tak nagle jak się pojawił. Wstał pomagając sobie w tym „nowymi ramionami”, odwrócił się do zastygniętych z przerażenia przyjaciół. Jego „płonące” zielenią oczy z pionowymi źrenicami spoglądały na nich. Nie zauważył na początku, że ma „nowe nabytki”, czyli, ponad dwumetrowy ogon zakończony ostrym, zakrzywionym kolcem pokrytym z czterech stron, jak cały ogon, małymi ostrymi trójkątami oraz długie na czterdzieści centymetrów szablaste szpony. Owe szpony jak i ogon stworzone były jak „skrzydła” z dziwnej „dymnej” materii. Wreszcie odezwał się w przestrzeń, a jego głos mógłby zamrozić całe piekło. Lodowaty, przerażający i przeszywający, docierający do głębin duszy:

– Już nadchodzę Dumbledore a wraz ze mną kroczy mrok śmiercią idącą po ciebie a za mną stąpa piekło… – Uśmiechnął się mściwie obnażając przy tym lekko wydłużone kły.
Jego umysł ogarnęła ciemność… odpłyną.

– Cofam to, co wcześniej powiedziałem – odezwał się oniemiały Draco.

– Co się mu stało? Co to było w ogóle?! – Spytała płaczliwym głosem Samantha.

– Przeszedł przemianę – mrukną Lupin.

– Jaką znowu przemianę? – zapytała ponownie.

– Przemianę w demona – wyjaśnił.

– Dobrze, przenieśmy go do jego pokoju – odezwał się Lucjusz.

– Może ktoś nam wyjaśni w końcu, co tu jest grane, co? – Warkną młody Malfoy.

– Jesteście demonami za wyjątkiem panny Granger – wyjaśnił spokojnie Snape.

Po raz kolejny doznali szoku. Patrzyli to na siebie, to na dorosłych.

– Ty Drako jako syn dwojga demonów dziedziczysz ten dar, ty Hermiono niestety nie, bo nikt w twojej rodzinie nim nie był. Za to Harry dziedziczy po ojcu tak jak i Samantha. Od razu uprzedzam wasze pytania… Tak My jesteśmy demonami jak połowa mieszkańców tej wyspy… Reszty dowiecie się, gdy Harry się obudzi, ale to może trochę potrwać.

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
*Sam – skrót od Samantha


Tak mniejwięcej wgląda Harry po przemianie. Głównie chodzi mi o te "ramiona", bo innego zdjęcia pasującego do jego opisu nie znalazłem Razz (To teraz daje waszej wyobraźni pole do popisu) Mr. Green


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Pon 22:45, 07 Maj 2007  
Ice
Uzdrowiciel



Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 2244
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z zza pleców


Upadłem.
I nie moge się podniesć
Czarny Pan
Drops
Siostre jakoś zniosłem
Demon natomiast mnie dobił...

Aravan, ponosisz pełną odpowiedzialność za mój stan psychiczy ( i fizyczny, bo chyba sobie coś złamałem ). To było niesamowite. Na początku myślałem, że to kolejny severatius, ale po dalszej części ehh a co ja będe się wysilał, skomentuje jak troche ochłone.

Błędów nie widziałem, tak szczerze to chyba ich nie ma Wink coś mi zgrzytało między jednym napadem furri Pottera, a drugim, ale tak chyba powinno być Smile

Cóż, jako że nie mam się do czego doczepić tutaj zakończę

Pozdrawiam
Ice


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Wto 21:10, 08 Maj 2007  
Siaba
Administrator



Dołączył: 01 Maj 2006
Posty: 1158
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Czarne Zaginione Miasto


Boże Aravan normalnie przeszłes samego siebie. Też nie zauważyłam żadnych literówek czy stylistycznych błędów. Poprostu cuuudo. Nie no nie wiem co napisać bo naprawde nie ma się czego czepnąć Smile

To może byś tak dla odmiany pochwaliła ? ;] /Ice


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Śro 18:10, 09 Maj 2007  
Ali Ali
Prefekt Naczelny



Dołączył: 09 Maj 2006
Posty: 118
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z piekła


Błędy są i to do czorta. I to nawet w pierwszym akapicie. Aravan, ja naprawdę nie chę być niemiła, ale chyba nie jestem w stanie przeczytać tego , jeżeli będzie zawierać tak straszliwą liczbę błędów, jak w tej chwili. I to nawet w pierwszym akapicie!

Cytat:
Patrzył teraz na zielony promień lecący w kierunku rocznego chłopczyka płaczącego w kołysce jego matka leżała tuż obok na podłodze, była martwa tak jak jej mąż, którego ciało leżało pod ścianą na przeciw drzwi wejściowych do domu.

<Ali się krzywi> Nie wiem, czy pierwsze zdanie jest dobrze czy źle, ale brzmi niaładnie. Natomiast faktem jest, że tam gdzie jest pogrubiona kursywa powinno zaczynac się nowe zdanie.
Cytat:
Zdziwiony czerwonooki spojrzał na miejsce obok chłopca, gdzie leżał biało niebieski kocyk, pod którym coś się poruszało i najwyraźniej płakało.

– Drugie dziecko?! – Pomyślał zdziwiony.

Powtarza się słowo zdziwiony. I jeszcze jedno nie ma czegos takiego jak niebiesko biały. Jest albo niebieskobiały ( ja bym tak stawiały w tym przypadku), albo niebiesko - biały. Ten myślnik, lub brak odstępu jest...raczej istotny. No i chcę powiedziec, że poczatek zdecydowanie odstrasza. Niczym mara senna pojawia mi się przed oczami Jakas Mary Sue. Brr.
Cytat:

W tym samym momencie z chłopca wystrzelił zielony promień.

Moja pani od polskiego nazwałaby to błędem logicznym. Wiemy, że zaklęcia dosłownie smigają w powietrzu, prawda? A tu, gośc zdążył wyszczelić zaklęcie, spojrzeć w bok, patrzeć się na kocyk, w którym coś się poruszało. Czy to nie dziwne? Nie wspominając już o tym, że wiemy, że Harry dobił Avadę, a ten dzieciak ją wsiąknął. TO nie możliwe, niezależenie od pomysłu autora. FF, owszem pisze się według pomysłu autora, ale trzeba zachować prawa panujęce w kanonie, czyż nie?
A teraz coś co mnie doprowadziło do pasji.
[/img]
Cytat:
Droga Hermiono!
Najwyraźniej mamy na ciebie zły wpływ, że łamiesz zakaz Dyrektora Hogwartu… nie ładnie Hermiono ojj nie ładnie. Smile Ale swoją drogą cieszę się, że to zrobiłaś. A, co do twojej prośby to… SIĘ JESZCZE PYTASZ?! Oczywiście, że możesz. Nawet, jeśli Dursley’owie się nie zgodzą to i tak masz przyjechać! Bo jak nie to sam po ciebie polecę… na miotle!
Do szybkiego… HJP.

Że, jakie że? Przeciez to jest absolutnie błędnie stylitycznie zdanie! I w ogółe co to za usmieszek tam gdzieś między wierszami?<zgorszenie>. Pozwól, że przemilcze te niepotrzebne wielokropki i podpis nie tak gdzie trzeba. No i straszliwą niekanonicznoś Harry'ego w ty liście. Brrrrrr.
Cytat:
– Ciociu, wujku nie długo przyjedzie do mnie moja przyjaciółka ze szkoły i czy mogłaby zostać tu przez kilka dni?

– Co takiego?! A niech sobie zostaje, ale my wyjeżdżamy do mojej siostry, Merage i wrócimy dopiero za miesiąc! – Zawołał oburzony Vernon. – Petunio Pakujemy się!

I to był ten monet, w którym postawiłam sobie pytanie: czy to aby na pewno nie jest prowokacja? No i doszłam do wniosku, ze granica dzieląca to opowiadanie od granic absurdu jest minimalna i cały czas zanika.
Przepraszam za ostre słowa.
Ali. Bety dobrej i szczerej ci życzę, no i bardzo rzetelnej.


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Sob 15:59, 12 Maj 2007  
Siaba
Administrator



Dołączył: 01 Maj 2006
Posty: 1158
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Czarne Zaginione Miasto


Aravaaan nie chce być upierdliwa ale kiedy nowy rozdział ?? Wink


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Sob 16:50, 12 Maj 2007  
Lilria
Prefekt



Dołączył: 22 Lis 2006
Posty: 86
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ~*~Z książki ~*~


Opowiadanie rewelacyjne!
Drops jednym z Czarnych Panów... Ciekawie wymyśliłeś... Tak samo jak z siostrzyczką i grą...
A jeśli chodzi o błędy, to... W końcu jesteśmy tylko ludźmi, no nie?? Wink

I kiedy będzie następna część??


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Sob 17:36, 12 Maj 2007  
Aravan
Potomek Slytherina



Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 804
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Podmroku


A się pisze pomaleńku Smile mam już trzy stronki a licze na jakieś osiem (!?) Moze w niedziele wieczorkiem wkleje rozdział :-I
Dzięks wam za komenty... te dobre i te mniej dobre. Razz Tak Ali Ali, tobie też dziękujem


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Śro 17:32, 23 Maj 2007  
Vanessa Vonsecy
Mugol



Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5



Witam! W moim pierwszym poście na forum skomentuję to opowiadanie. Nie oczekujcie nic konstruktywnego, bo nie umiem pisać konstruktywnych komentarzy. Przejdźmy do sedna mojej wypowiedzi. Cool Opowiadanie bardzo mi się podoba, a najbardziej pomysł, z tym że Dumbledore jest prawdziwym czarnym charakterem. Przyznam Wam się szczerze, z ręką na sercu, odkąd zaczęłam czytać ff'y znienawidziłam dobrego dropsa, a płakałam kiedy Rowling go zabiła. Cóż dziwna jestem...
Ps. Pozdrawiam i życzę weny.
Ps. 2 Z niecierpliwością czekam na następny rozdział.
Ps. 3 To już naprawdę koniec tego "niekonstruktywnego komentarza".


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Vanessa Vonsecy dnia Śro 17:06, 30 Maj 2007, w całości zmieniany 1 raz
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Pią 22:23, 25 Maj 2007  
Aravan
Potomek Slytherina



Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 804
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Podmroku


OK rozdział gotowy, jest już u bety więc może jutro już go wkleję...
Co prawda krótki jest bo nieco 5 stron ma, ale zawsze leprze tyle niż nic i sorka za opóźnienie Smile

Dzieci nie róbcie tego w domu!

I Uprzedzam (zdanie powyżej), że w rozdziale (na samym jego końcu) jest scena EROTYCZNA więc niepełnoletni niech nie czytają... a z resztą jeśli będziecie to robić w domu to za ewentualne "wpadki" nie odpowiadam! Twisted Evil Razz


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Sob 10:23, 26 Maj 2007  
Siaba
Administrator



Dołączył: 01 Maj 2006
Posty: 1158
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Czarne Zaginione Miasto


W sensie można powiedzieć: "Niech piją, czytają i się rozmnażają " Smile Czekamy Aravan z niecierpliwością Smile


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Sob 17:23, 26 Maj 2007  
Aravan
Potomek Slytherina



Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 804
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Podmroku


Tekst jest nie betowany, bo czasu dziś nie miała...
Wiem, że rozdział krótki Confused Następny może będzie dłuższy Smile
*******************************************

Rozdział Trzeci:
Ten Pierwszy Raz...
* * *
Chcę czynić wszystko, co złe...
I uczynię wszystko złe...
Mogę uczynić wszystko mroczne...
I uczynię wszystko, co mroczne...
I sami zobaczycie...
Że wszystko będzie złe i mroczne.

* * *

Za dawnych dni, kiedy ludzkość polowała z włóczniami i zamieszkiwała jaskinie oraz, co inteligentniejsi niewielkie osady Oni tworzyli wspaniałe miasta na całym świecie a każde z owych miast miało swojego wodza. Nie prowadzili ze sobą wojen ani z żadną inną rasą czy to Wampirami, Elfami, Krasnoludami, czy nawet Smokami. To były spokojne czasy bez wojen… Żaden Demon nie opuszczał miasta bez powodu i przez stulecia żyli odizolowani od innych, ale w kontakcie ze swymi pobratymcami zgłębiając wiedzę o świecie i magii, którą się posługiwali.
Kiedy śmiertelnicy jakimi byli ludzie zaczęli przejawiać zdolności magiczne, podczas narady wszystkich przywódców klanów, Demony postanowiły wyjść i nauczyć ludzi władania nią. Przez kolejne lata żyli pośród nich a z innymi rasami zaczęli handlować swymi towarami a w szczególności bronią począwszy od małych sztylecików po ogromne topory kończąc a każda broń była jedyna w swoim rodzaju.
W ich ślady poszły też Elfy zauroczeni ich sposobem życia, za nimi poszły Smoki, ale ci byli zbyt dumni, aby bliżej poznać ludzi. Z czasem zaczęły się odcinać od nich, gdy jak to określili „Małe istotki zrobiły się zbyt s poufałe”. A jeśli chodzi o Wampiry to po prostu robiły to, co wcześniej, tyle, że otwarcie a nie z ukrycia… mianowicie polowały na ludzi. Minęły kolejne lata a ludzie zaczęli biegle posługiwać się magią, tworzyli nawet własne zaklęcia. Pewnego dnia po prostu zaatakowali Wampiry, może to był odwet? Nawet Elfy były zabijane i w końcu zabili pierwszego Demona. Krasnoludy i Smoki skryli się w głębokich tunelach kopalń i niedostępnych górach. Elfy skryły się w dzikich głębokich lasach. Rasa Demonów mimo swojej wiedzy i potęgi, przegrywała. Nie dość, że ludzie magiczni i zwykli przeważali ich liczebnie to jeszcze mieli przeciw sobie zastępy Wampirów. Z dziesięciotysięcznej populacji demonów zostało zaledwie sześć. Ukryli się w mroku nocy, ale to nie wystarczyło... Specjalnie szkolone oddziały tropiły ich i zabijały, ich miasta były niszczone kamień po kamieniu. W końcu ukryli się na jakiejś wyspie nakładając na nią najpotężniejsze zaklęcia ochronne, jakie znali. Przywołali z otchłani Mrocznych Strażników a swój dom nazwali Wyspą Cienia. Pierwszym Demonem i założycielem owej wyspy był niejaki Legion istota stworzona przez samego Boga i przeciągnięta na ciemną stronę przez Szatana. Legion związał się z pewną kobietą, Aniołem imieniem Aeraentha a każdy ich potomek wiązał się już ze zwykłą śmiertelną istotą, choć czasem po wielu latach zdarzało się, że wiązali się z elfami…


Siedem dni, tyle czasu właśnie minęło odkąd Harry Potter przeszedł swoją przemianę w Demona. Jego przyjaciele cały czas czuwali nad nim błagając wszystkie znane sobie bóstwa, aby się już obudził, lecz żadne nie chciało ich wysłuchać. Podczas „snu” Harry’ego jego ciało, co i raz się napinało i rozluźniało. Zacisną mocniej pięści. Widać było, że chłopak jest niespokojny jakby toczył wewnętrzny bój, walkę, którą powoli przegrywał…
Na zewnątrz pociemniało a niebo przecięła pojedyncza błyskawica z donośnym grzmotem, zaczął padać deszcz wpierw drobny i delikatny, by po chwili przerodzić się w potężną ulewę. Zimny wiatr napierał na budynki, wyginał drzewa i łamał je, następna błyskawica rozjaśniła niebo wraz z towarzyszącym jej grzmotem. Na czole chłopaka pojawiły się krople potu.


Znalazł się w dziwnym miejscu, mieście dokładniej. Skądś je znał, choć nie wiedział skąd. Zrujnowane budynki, wieżowce do połowy zburzone, spalone drzewa i samochody. Trochę go dziwiło, że niema tu wiatru, bo prawdę mówiąc w ogóle go nie czuł. Ruszył po popękanej jezdni i przypadkiem kopną butelkę, która ku jego zdziwieniu powoli sunęła nad ziemią po czym odbiła się w bok od leżącej opony samochodu. Patrzył zdziwiony jak butelka leci wolno do góry i łukiem spada na ziemię tłucząc się na miliony drobnych odłamków, które unosiły się tworząc jakby mgiełkę.

– Ciekawe – pomyślał i ruszył przed siebie.

Po kilkunastu minutach dotarł do jakiegoś parku, gdzie jego wzrok przykuło pewne zjawisko. Jezioro, nad którym stał teraz było czerwone niczym krew a na jego środku wirował czarny jak smoła wir. W jego centrum umieszczone było oko, bez powiek i patrzące w niebo, jego pionowa źrenica, co i raz to się rozszerzała to zmniejszała a niesamowita zieleń jego tęczówki wirowała szybko. Harry nie wiedział, co ma o tym myśleć, czemu tu jest, po co i kto go tu przyprowadził. I wtedy to się stało… Potężny nagły podmuch gorącego powietrza powalił chłopaka na ziemię szybko podniósł się i oniemiał. Stał, bowiem w parku, do którego przychodził w wakacje, był w Londynie. Spojrzał na jezioro, lecz ono nic a nic się nie zmieniło. Wyszedł z parku na ulicę i z przerażeniem zobaczył, że jest wokół pełno ciał ludzi, sądząc po strojach byli to czarodzieje i mugole a nawet i śmierciożercy. Do jego uszu dotarł odgłos walki. Pobiegł w tamtym kierunku a gdy dotarł na miejsce staną jak wryty… Dumbledore walczył z jego przyjaciółmi a za nimi leżał on Harry Potter i Lord Voldemort, ten pierwszy martwy, a drugi prawie.
Nie mógł się ruszyć, chciał pomóc, lecz nie mógł, jakaś niewidzialna siła go blokowała i mógł tylko patrzeć.

– Odejdźcie póki jeszcze możecie. On należy do mnie! Tak jak i moc Potter’a – Mówił siwobrody.

– Nigdy go nie dostaniesz Dumbledore, nigdy! – Krzykną gniewnie Severus Snape.

– Doprawdy Severusie? – Udał zdziwienie i uśmiechną się.

– Weź sobie Voldemorta, ale Harry’ego nie waż się tknąć!

– A co mi zrobisz Lucjuszu? – Spytał z szyderczym uśmiechem – Ich moc należy do mnie i wy mnie nie powstrzymacie.

– Po naszym trupie! – Warknęła Hermiona wraz z resztą.

– Załatwione – odparł Dumbledore i jednym błyskawicznym zaklęciem powalił Snape’a.

Harry z przerażeniem oglądał to widowisko, patrzył jak jedno po drugim padają martwi… Severus, Lucjusz potem Narcyza a za nią Remus, Draco i Hermiona na końcu Samantha. Krzykną z bezsilności i wściekłości. Wszystko nagle znikło. Rozejrzał się zdezorientowany i kiedy ponownie spojrzał na miejsce walki stała tam postać w czarno-czerwonej szacie z kapturem naciągniętym na głowę tak, że nie było widać twarzy. Postać podeszła do chłopaka i przemówiła dziwnym metalicznym głosem:

– Witaj Harry Potterze.

– Kim jesteś – spytał młodzieniec.

– Jestem Demonem tak jak i ty jesteś a na imię mi, choć mam ich wiele, Legion.

– To eee… Witaj – powiedział kulawo chłopak.

– To, co widziałeś przed chwilą było przyszłością a stanie się to, jeśli zawiedziesz.

– Więc, co mam zrobić?

– Wygrać. – Odparł krótko mężczyzna.

– Ale jak mam to zrobić?

– Dumbledore czy jak wolisz Kserksses jest bardzo potężny, i aby go pokonać musisz zwiększyć swoją moc… Otóż, kiedy zabijesz Lorda Voldemorta musisz posiąść jego moce.

– No tak, Przejąć jego moce..., że też na to nie wpadłem – odparł sarkastycznie.

– Sam do tego dojdziesz nie martw się o to. Mam dla ciebie coś jeszcze nim się rozstaniemy.

– Co takiego? – Spytał z ciekawością.

– Dar, abyś pamiętał to spotkanie – mówiąc to podał mu pierścień. Czarne koło z okiem identycznym, jakie widział w jeziorze. Czerwony napis na pierścieniu był w dziwnym języku, ale umiał go odczytać „Ty, który władasz potęgą chaosu”.

– Jest piękny – wyszeptał z podziwem – dziękuję.

– Noś go z dumą Harry Potterze.

– I nie walcz z tym... – Dodał po chwili.

– Z czym mam nie walczyć? – Spytał zdziwiony chłopak.

– Z tym – mówiąc to ujawnił swoje skrzydła z tej samej dziwnej materii. A były to ogromne smocze skrzydła. – Z tym, co jest w tobie… Widzisz w innych czasach ze złem walczyłoby dobro, ale w tych, ze złem może walczyć tylko inny rodzaj zła. Nie walcz z tym, bo prędzej czy później i tak To wygra. Nie obawiaj się ciemnej strony mocy, bo Ty jesteś w stanie nią władać a nie ona tobą. Jeśli całkowicie połączysz się ze swoją mroczną częścią siebie i przejmiesz moce Czarnego Pana… Staniesz się wówczas potęgą, jakiej nigdy wcześniej świat nie widział! Żegnaj już i powodzenia życzę ci.

– A, co będzie, jeśli nie podołam temu? Jeśli stanę się nowym Czarnym Panem? – Pomyślał chłopak i wzdrygną się na samą myśl o tym.

Jeszcze długo pozostał w tym dziwnym miejscu, poszedł nad jeziorem wpatrując się w nie i rozmyślał nad tym czy faktycznie powinien zrobić jak powiedział mu Legion. W końcu podjął decyzję.

– Niech i tak będzie – po tym zdaniu chłopaka spowiła czarna mgła, niczym kombinezon przylgnęła do jego ciała, aby po chwili z zielonymi błyskami wniknąć w niego.

>*<>*<>*<

Kiedy przetransportowano Harry’ego do jego pokoju Severus udał się do Mistrza Cieni* aby przekazać mu wiadomość o „nie co innej” przemianie gryfona.
Kiedy Mistrz to usłyszał mało nie wypadł z fotela, w którym siedział. Mistrz Eliksirów nie potrafił tego opisać dokładniej słowami, więc wpadł na genialny pomysł… Myślodsiewnia.

Po piętnastu długich minutach Mistrz znów siedział w swoim fotelu głęboko zamyślony.

– I co o tym sądzisz, Mistrzu? – Severus przerwał w końcu niezręczną cisze.

– Nic nie sądzę, w życiu czegoś takiego nie widziałem a jak sięgam pamięcią to żaden Demon takiej przemiany nie miał, nie aż tak hmm... destrukcyjnej – odparł mężczyzna i ponownie zapadło milczenie na kilka minut.

– Magia Śmierci – szepną jakby do siebie Mistrz.

– Co? – Spytał głupio Snape.

– To była Magia Śmierci.

– Przecież ona popadła w zapomnienie stulecia temu. Nawet w najstarszych zwojach nic nie ma o tym, kto się nią posługiwał i skąd się wzięła – zdziwił się okrutnie Snape.

– Owszem nic o tym nie ma, bo rękopisy, w których te informacje były spłonęły dawno temu. Wiem tylko tyle, że część tej magii została zamknięta, by strzegła pewnego bardzo potężnego starożytnego artefaktu, Berła Zniszczenia. Tylko tyle, a co do Pottera to nie mam kompletnie pojęcia, czemu się u niego objawiała. Cóż spójrzmy na to z dobrej strony.

– To znaczy?

– Jak wiesz Severusie, My Demony posługujemy się Magią Mroku. Harry też to potrafi a teraz dochodzi jeszcze Magia Śmierci. Czyli Voldemort może sobie szukać wygodnego miejsca na cmentarzu.

– Tak masz rację, a co z Dumbledore’m? – Szepną.

– Tego nie wiem, zbyt dobrze kryje swoją moc.

>*<>*<>*<

Na zewnątrz powoli się przejaśniało, błyskawice znikły a grzmoty ucichły, deszcz powoli przestawał padać. Po kilku minutach świeciło już słońce nad całą Wyspą Cienia. W Dworze wszyscy w ponurym milczeniu siedzieli w odnowionym salonie, no prawie wszyscy, nie było tylko jednej osoby. Już od kilku dni tak było a to za sprawą pewnego młodzieńca, który leży nieprzytomny w swym pokoju. Martwili się o niego w końcu jego przemiana była bardzo nietypowa i bardzo potężna.

Harry Potter odzyskał w końcu świadomość, choć nie otwierał jeszcze oczu szóstym zmysłem wyczuł czyjąś obecność w pokoju, a tym kimś jak się okazało była Hermiona. Otworzył oczy i spojrzał na nią. Dziewczyna spała w fotelu obok jego łóżka. Wyglądała tak słodko i niewinnie. Na twarz chłopaka wpłyną delikatny uśmiech. Cicho wstał po czym przykrył śpiącą dziewczynę kocem i wyszedł z pokoju. Wszedł do pustej kuchni i zrobił sobie parę kanapek po jakichś dziesięciu minutach poszedł do salonu a tam siedzieli przygnębieni jego przyjaciele.

– Ktoś umarł? – Spytał zdziwiony.

– Nie, tyko… HARRY!!!

– Hej, spokojnie siostra, jak widać jestem całkiem żywy – odparł z uśmiechem.

– Jezu! Myślałam, że nigdy się nie obudzisz – powiedziała z wyraźną ulgą w głosie.

– No proszę, nasze małe gryfiątko postanowiło wypełznąć ze swojej jaskini? – Wtrącił się Snape z wyraźną ironią.

– Dzień dobry Harry, cieszę się, że cię widzę, jak się czujesz? Tak brzmi o wiele lepiej czyż nie?

– Och nie przejmuj się nim Harry. Po prostu nie lubi okazywać, że jest dla kogoś miły – odezwał się cicho Lupin – z resztą jeszcze kilka godzin a sam by cię tu przyciągną… strasznie się stęsknił.

– Milcz futrzaku! – Warkną Postrach Hogwartu, na co Remus wzruszył tylko ramionami.

– A gdzie Hermiona? – Spytał Draco.

– Śpi, nie miałem serca jej budzić – wyjaśnił Potter.

– No to gadaj, co się działo z tobą! – Zażądał młody ślizgon.

Tak, więc młody Demon opowiedział wszystko z najdrobniejszymi szczegółami, co działo się z nim, gdy spał a z każdą chwilą oczy słuchaczy robiły się coraz większe. Kiedy opowiedział o demonie imieniem Legion, Lupin pijący akurat Kremowe Piwo zwrócił wszystko na biednego Mistrza Eliksirów, który stał akurat naprzeciw niego. Mężczyzna był w takim szoku, że nawet nie poczuł napoju na twarzy. Dopiero po dłuższej chwili zorientował się, że ma twarz całą w Kremowym spojrzał na Lunatyka, który starał się schować swoją butelkę za siebie, niestety nie udało się mu a Snape warkną zirytowany.

– Kłaczek! Ja cię kiedyś zamorduje!

– Wybacz Sev, to był wypadek – odparł przepraszająco.

– Zaraz, to wy wiecie, kim jest ten cały Legion? – Zapytał się Potter.

– Tylko tyle, że On był pierwszym Demonem i jednym z założycieli tej wyspy. Co prawda nie są to stuprocentowe informacje, ale leprze takie niż mówienia, że pochodzimy od małp.

– Dobre i tyle – mrukną zawiedziony chłopak.

– A właśnie, skoro przeszedł przemianę to czy ma się uczyć magii? – Dodał po chwili Dracon.

– Nie, nie musi – wtrącił się milczący dotąd Lucjusz. – My Demony już ją umiemy. Nie mamy żadnych ksiąg, z których można by się nauczyć zaklęć... To przychodzi z czasem Harry.

– Dokładnie. Już za niedługo bez żadnych problemów będziesz z niej korzystał.


Następnego dnia a raczej już wieczora Potter’a odwiedził Mistrz we własnej osobie a przyczyną tej wizyty był gryfona sen, wizja czy jak to by nazwać.

– Opowiedz mi jak wyglądało te oko – zagadną mężczyzna.

– Nie miało powiek, i skierowane było ku niebu miało pionową ruchomą źrenice a zieleń jego tęczówki wirowała wokół.

– To było Oko Piekieł – mrukną wyjaśnienie mężczyzna.

– Co proszę? – Zdziwił się chłopak.

– Ingerencja szatana w ziemskie sprawy inaczej mówiąc. To właśnie było Jego oko. Dzięki temu może widzieć, co się dzieje na ziemi i w razie czego może pomóc ludziom lub zaszkodzić im. Utrzymuje też równowagę, ale jeśli ktoś wystarczająco silny przejmie nad okiem kontrolę… Otrzyma niewyobrażalną moc, aby ją otrzymać osoba taka musi coś poświęcić.

– Myśli pan, że Dumbledore wie o tym?

– Jestem tego pewien. Ale jest jeszcze coś, co chcę ci powiedzieć, dokładnie to mam jeszcze dwie sprawy.

– Czemu mam wrażenie, że to mi się nie spodoba? – Mrukną chłopak.

– …Masz moc władania Magią Śmierci.

– C-co? Ale j-jak?

– Już raz z niej korzystałeś, podczas przemiany. Dzięki tej zdolności masz moc kontrolowania magii. Nie umiem ci tego dokładniej wyjaśnić, chciałem żebyś wiedział o tym po prostu. Druga sprawa to pewien artefakt, który jak mniemam jesteś jedynym, i który może go odnaleźć i wykorzystać.. Nazwano go Berłem Zniszczenia… być może jest to coś na wzór różdżki, sam nie wiem. Jest chronione prze Magię Śmierci w najczystszej postaci.

Nagle Potter dostał olśnienia.

– Departament Tajemnic – wypalił.

– Co masz namyśli?

– W departamencie jest taka komnata, do której nie można się dostać. Sam próbowałem je otworzyć magicznym scyzorykiem, lecz ostrze się stopiło a ze szpar wydostaje się zielone światło – mówił szybko a jego głos drżał ze zdenerwowania jakby odkrył ósmy cud świata.

– Możesz mieć rację, ale udasz się tam, kiedy będziesz posługiwał się magią, czyli za kilka dni.


Po wyjściu Mistrza do pokoju wpadła młodzież z Hermioną na czele, która wyglądała na lekko wkurzoną. Z impetem rzuciła się na chłopaka przytulając się do niego by po chwili walnąć go w łeb.

– Ał! A to, za co było?! – Oburzył się chłopak.

– Czemu mnie nie obudziłeś, co? – Mówiąc to dźgnęła go palcem w pierś.

– Tak słodko spałaś, że nie miałem serca tego robić – przysuną się do niej bliżej.

– Mm mm... – mruknęła – serio?

– Serio, serio. – Nawet nie zauważyli, że zostali sami. Widocznie siostra Potter’a i Malfoy nie chcieli im przeszkadzać, choć ślizgon strasznie się ociągał z opuszczeniem lokalu.

Przycisnął ją do siebie by w następnej chwili złożyć na ustach dziewczyny gorący pocałunek.

– Kocham cię – wyszeptał jej do ucha – kocham odkąd cię poznałem.

– Ja też cię kocham Harry. Nawet nie wiesz jak długo na to czekałam.

Ponownie ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Zarzuciła mu ręce na kark a dłonie chłopaka błądziły po jej plecach, by za chwilę wsunąć jedną z nich bod jej bluzkę wodząc delikatnie po jej aksamitnej skórze, co wywołało u niej przyjemny dreszczyk. Teraz zaczął delikatnie muskać ustami szyję dziewczyny… Serce biło jej jak szalone a oddech przyspieszył, gdy poczuła jego dłoń na swej piersi. Jęknęła cicho pod wpływem przyjemnego „masażu”. Nie protestowała. Spojrzała w jego piękne oczy, w których płoną ogień miłości, znów się w nie zapatrzyła. Są takie piękne ta niesamowita zieleń...
Oderwała się od nich i spojrzała na suwak od swojej bluzki a potem znów na zielonookiego. Ten najwidoczniej zrozumiał, o co jej chodziło, bo owy suwak po chwili powoli zjechał w dół. Pomogła mu zdjąć jego górną część garderoby. Znów przysuną ją do siebie i całując rozpiął jej stanik, który wylądował zaraz na podłodze. Ich ciała były rozpalone a oddechy przyspieszone, serca biły jeszcze szybszym rytmem, ich pocałunki stawały się, co raz to gorętsze. Na podłodze pojawił się puszysty dywan z białego tygrysa, na który się położyli, nadzy. Ogień z białego kominka rzucał na ich nagie ciała przyćmione światło.
Dziewczyna jęknęła z rozkoszy a jej ciało przeszedł przyjemny dreszcz, gdy język Potter’a pieścił jej wnętrze a po paru minutach znów poczuła smak jego ust. Teraz ona była na górze. Całowała w szyję a następnie w klatkę piersiową następnie zaczęła masować jego męskość i gdy osiągną swoje pełne rozmiary chciała się nim odpowiednio zająć, lecz przeszkodził jej w tym Harry przewracając się na nią ponownie tak, że leżał biodrami między jej nogami i patrzył jej głęboko w oczy z niemym pytaniem „jesteś pewna?”.

– Pragnę cię – wychrypiała.

Delikatnym ruchem bioder zagłębił się w niej, na co ta jęknęła głośno i zarysowała paznokciami skórę na plecach chłopaka. Mokrzy od potu całowali się w „miłosnym tańcu” po kilkunastu minutach znów zmienili pozycję. Teraz byli w pozycji siedzącej, co i raz wydając z siebie ciche jęki rozkoszy. Nic się teraz dla nich nie liczyło, byli jednością…
Dziewczyna krzyknęła krótko, gdy oboje równocześnie doznali uniesienia. Po wszystkim opadli zmęczeni i szczęśliwi zarazem na miękki biały dywan i zasnęli przytuleni do siebie z błogim uśmiechem na ustach.

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
* – Mistrz Cieni – Często tak też się nazywa władcę Wyspy Cieni,
lub po prostu nazywa się go „Mistrz”.


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Śro 17:05, 30 Maj 2007  
Vanessa Vonsecy
Mugol



Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5



Pierwsza? Jak miło Smile. Nie wiem co napisać, bo nie chcę się powtarzać. Zamiast "podobało mi się" napiszę, że cudnie Ci to wyszło. Paring mi nie przeszkadza, a tak naprawdę bardzo go lubię. Serdecznie Pozdrawiam i życzę weny.
Vanessa Vonsecy -> Gwiazda Mroku -> Wredna Prokuratorka -> Patolog Sądowy
Ps. Nie mogę się doczekać następnego parta. Twoje opowiadanie jest bardzo wciągające.


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Sob 14:28, 02 Cze 2007  
Siaba
Administrator



Dołączył: 01 Maj 2006
Posty: 1158
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Czarne Zaginione Miasto


Aravan ja Cię normalnie kocham Smile Nic dodać nic ująć Smile Ehhh a tak bardzo chciałam się do czegoś doczepić i nie mogę Smile Czekam na kooooolejny piękny rozdzialik Smile


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Wto 21:20, 05 Cze 2007  
Laukaz
Ulubieniec McGonagall



Dołączył: 28 Mar 2007
Posty: 46
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5



Aravanie, powiem krótko, zwięźle i na temat, bo nie Chce pisać tutaj elaboratu, podoba mi się, styl pisania Masz bardzo ciekawy;) Czekam na dalsze rozdziały, by wreszcie się dowiedzieć, czym jest tytułowe Berło Zniszczenia
Pozdrawiam Cię i Życzę Weny


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Sob 13:12, 16 Cze 2007  
Gość









cudownie... dawaj następny rozdział bo troche czsu już go nie ma =]
apropo erotyki... ja osobiście nie mam nic przeciwko, nawet to lubię ... ale nie sądzisz że trochę za wcześnie??? oni są razem jakiś tydzień ...
 
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Sob 17:42, 16 Cze 2007  
Kutwa
Prefekt



Dołączył: 11 Lis 2006
Posty: 99
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: litwini wracali.


Dawno tu nie pisałem. Smile. Styl pisania bisty, jedyne co mi sie podoba to - tytuł.
Jakoś nie pasuje. Rozdziały wcale nie są krótkie. Błędy są ale tak żadko, ze praktycznie sie nie zauwaza Smile.


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Nie 17:41, 01 Lip 2007  
Aravan
Potomek Slytherina



Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 804
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Podmroku


O to i kolejny rozdzialik Twisted Evil "endżoj"
****************************************************

Rozdział Czwarty: Hogwart


Hermiona przebudziła się z cudownego snu. Usiadła i rozejrzała się nie bardzo rozumiejąc, czemu tu jest. Po chwili dotarły do niej wspomnienia z zeszłej nocy. Uśmiechnęła się błogo i popatrzyła na Harry’ego, nie spał. Chłopak przyglądał się jej przez chwilę, po czym przyciągną ją do siebie składając na jej ustach delikatny pocałunek.

–To, co się stało wczoraj – zaczęła dziewczyna – było najcudowniejszą chwilą w moim życiu. Nigdy tego nie zapomnę.

– Tak, ja też nigdy tego nie zapomnę. Lepiej zbierajmy się nim ktoś się na nas natknie – dodał.

– A tak dobrze mi się leżało – mruknęła niechętnie.

Szybko pozbierali swoje ciuchy i ubrali je, po czym wymknęli się do kuchni najciszej jak tylko potrafili. Na szczęście nikt ich nie widział po drodze i dopiero w kuchni natknęli się na Dracona, który grzebał zawzięcie z głową w lodówce. Harry podszedł cicho i staną za nim namyślając się chwilę. Hermiona obserwowała cały czas jego poczynania domyślając się, co zamierza. Chłopak dał krok w bok i schylił się tak, że jego głowa była na poziomie ramienia Malfoy’a. Przyglądał się chwilę jak chłopak nakłada sobie na głęboki talerz sporą porcje gęstego czekoladowego kremu, po czym rzekł:

– Zjesz to wszystko? Ślizgon aż podskoczył upuszczając talerz i uderzając głową o sufit lodówki. Wyjrzał i zaczął masować tył głowy spoglądając z wyrzutem na Pottera, który wraz z Hermioną chichotał.

– Bardzo śmieszne ha, ha, ha! – Mrukną zabierając talerz z lodówki. – I tak, mam zamiar zjeść to wszystko! Coś nie pasuje?

– Skądże znowu – odparł – tak z ciekawości spytałem.

– Lepiej powiedzcie, co porabialiście wieczorem – powiedział i uśmiechną się złośliwie.

– Wiesz Draco, powiedziałbym ci... – Potter zawiesił na chwilę głos i objął ramieniem ślizgona, – ale nie chce żeby twoja matka mówiła, że demoralizuję jej syna. Malfoy odburkną coś pod nosem i klapną na krzesło obok.

– Z resztą dżentelmen nie mówi o tych sprawach...

– Pfff z ciebie taki dżentelmen jak ze mnie dupa pawiana! – Rzekł szyderczo ślizgon.

– To lepiej nie pokazuj się publicznie Draco – westchną gryfon teatralnie i poklepał go po ramieniu w geście pocieszenia. Po paru minutach dołączyła do nich Samantha, a za raz za nią wszedł Snape i reszta domowników.

– Mam do ciebie prośbę – zagadną do Snape’a Potter.

– O co chodzi?

– Przekaż Mistrzowi, że po artefakt udam się, gdy Dumbledore odkryje prawdę o nas. Wpierw chcę uprzykrzyć mu życie w Hogwarcie.

– Słyszałem o tym od mistrza po rozmowie z tobą i myślałem, że zechcesz się tam udać jak najszybciej.

– Doszedłem do wniosku, że skoro ten dupek nie może sam go zdobyć, to Berło nadal będzie w ministerstwie bezpieczne.

– Jak chcesz. Przekaże twoje słowa Mistrzowi.

– Będę wdzięczny. Mijały kolejne dni w ciągu których Draco i Samantha byli, co raz bardziej osłabieni a oznaczało to, że ich przemiana nastąpi lada dzień. Pewnego dnia zawitał do nich Mistrz i poprosił Hermionę na słówko.

– Czy chciałabyś być jedna z nas? – Zaczął mężczyzna.

– Znaczy się Demonem? Ale przecież nikt w mojej rodzinie nim nie był.

– To prawda – zgodził się, – ale twoja moc jest wystarczająca, by nim być. Dlatego pytam się ciebie – Czy zgadzasz się?

– Ja... Nie wiem, muszę to przemyśleć – westchnęła

– Rozumiem, ale decyzje musisz podjąć jeszcze dziś przed dwunastą w nocy.

– Dlaczego? – Zdziwiła się

– Bo dziś jest odpowiedni układ planet, zdarza się on raz na dziesięć lat. Wybacz, że nie powiedziałem ci tego wcześniej.

– Nic się nie stało – powiedziała cicho i spróbowała się uśmiechnąć, co nie wyszło jej zbytnio.

– To przyjdę pół godziny przed "terminem". Dziewczyna siedziała tak dobrą godzinę, gdy poczuła na sobie czyjś wzrok. Był to Harry.

– Co cię stało? – Spytał.

– Mistrz powiedział, że mogę zostać demonem, czas na decyzje mam do północy.

– Ale jak?

– Nie wiem, nie wyjaśnił, w jaki sposób przejdę przemianę. Ale zgodzę się.

– Jesteś pewna?

– Tak, Jestem.

Tak jak powiedział Mistrz, zjawił się o umówionej godzinie. Po usłyszeniu decyzji dziewczyny wezwał Lunatyka, Mistrza Eliksirów, Lucjusza i Narcyzę na niewielką polankę za domem otoczoną niskimi drzewkami. Stanęli na środku w kwadracie tak, że Mistrz i Hermiona byli w środku. Po chwili Harry z siostrą i Malfoy'em stanęli z boku przyglądając się wszystkiemu uważnie.
Władca Wyspy Cieni położył dłonie na głowie dziewczyny w okolicach skroni i zaczął wypowiadać słowa w tylko sobie znanym języku. Pozostali pomagający w rytuale unieśli ręce i skierowali je tak, że wskazywali siebie na wzajem. Po chwili w miejscu gdzie tworzyli kwadrat pokazała się niebieskawa ledwo widoczna mgła, następnie pojawiły się srebrne świetliste kuleczki tańczące dookoła. Po kilku minutach Hermiona skrzywiła się z bólu a potem z jej pleców wyłoniły się skrzydła takie, jakie Harry widział w swej wizji u Legiona. Choć jej były znacznie mniejsze. Teraz i Severus, Lucjusz, jego żona i Remus ujawnili swoje. Kiedy to samo uczynił Mistrz, unieśli ręce nad głowy kierując je do środka polanki. W tym momencie "świetliki", jak je nazwał w myślach Harry zaczęły wirować kreśląc trzy linie wokół nich. W następnej chwili niebieska mgła też dołączyła wirując między pierścieniami, co dawało wspaniały widok. Po następnych kilku minutach srebrne pierścienie wystrzeliły w górę, po czym uderzyły w wyciągnięte dłonie Snape'a i jego towarzyszy. Znów skierowali je wskazując siebie na wzajem a srebrne błyskawice połączyły ich, gdy wyładowania ustały skierowali swe dłonie ku Hermionie i w ułamku sekundy srebrne promienie wystrzeliły z ich dłoni uderzając dziewczynę ukrytą za wirującą niebieską barierą, która po chwili się rozpłynęła ukazując nieprzytomną gryfonkę leżącą na trawie.

– Teraz powinna odpoczywać – odezwał się po skończonym rytuale Mistrz.

– Jak długo będzie nieprzytomna? – Spytał z troską Harry.

– Dzień lub dwa dni. Nie martw się, nic jej nie będzie – powiedział, po czym znikł w czarnej mgiełce.

Przyjaciele zabrali nieprzytomną dziewczynę do jej pokoju układając na miękkim łóżku. Po niecałych dwóch dniach odzyskała przytomność. Uśmiechnęła się widząc jak jej chłopak rozpromienia się na jej widok.

– Jak się czujesz? – Spytał.

– Całkiem nieźle, dzięki.

– To chodź coś zjesz, bo jesteś pewnie głodna.

– Jak wilk – dodała z uśmiechem.

W kuchni nikogo nie było, choć dochodziła druga po południu. Trochę się zdziwiła, że nikogo o tej porze nie ma i jest cicho jak w grobie.

– Gdzie wszyscy? – Spytała.

– Draco i Samantha mieli swoją przemianę w nocy i Malfoy'owie doglądają ich, Remus poszedł pokazać się zakonowi, powiedział, że będzie wpadał tu, co kilka dni żeby nie wzbudzać podejrzeń. A Snape'a wezwał Voldemort, pewnie mają zebranie anonimowych alkoholików, albo nie ma, kto Go podrapać po plecach – uśmiechną się krzywo.

– Ustaliłem coś ze Snape'em – odezwał się po chwili milczenia.

– Co takiego ustaliliście?

– Że Draco i Samantha mieszkali z nami, i że początki były niezbyt miłe i często Sev musiał nas składać do kupy, to w końcu doszliśmy do jakiegoś porozumienia.

– Czy to dobry był pomysł? – Spytała sceptycznie dziewczyna.

– Kotek, będzie dobrze. Poza tym Severus potrafi ładnie kłamać. Dwa dni później do salonu wpadł zadowolony Mistrz Eliksirów.

– Udało się Harry – powiedział wchodząc – podsunąłem mu parę fałszywych wspomnień, miał pewne podejrzenia, co do Samanthy, więc powiedziałem, że ukrywano ją przed Voldemortem. Z Hermioną też jest wyjaśnione. Teraz ty Draco i ty Harry lepiej nie okazujcie cieplejszych stosunków względem siebie.

– Tak jest, szefie – przytaknęli zadowoleni.

– Wy dziewczyny się polubiłyście, więc róbcie, co chcecie. Z wami jest podobnie – wskazał na Potterów.

Półtora tygodnia później zaczęli ćwiczyć swoją magię z każdym dniem szło im, co raz lepiej, choć męczyło to ich jak próby latania na skrzydłach. U Harry'ego nie sprawiało to takich problemów jak u reszty. Cały czas starał się osiągnąć pełnie swoich mocy i odblokować Magię Śmierci. Dopiero na kilka dni przed rozpoczęciem roku szkolnego udało mu się tego dokonać teraz musiał się postarać zapanować nad nią, a co za tym idzie całkowicie kontrolować swoje skrzydła by nie zabijały wszystkich, kiedy kogoś nimi dotknie i by były posłuszne jego woli. Było to o wiele trudniejsze niż mu się wydawało. Z pomocą Severusa i Lupina wyczarowali kilku śmierciożerców - cieni. Dzięki temu chłopak mógł niszczyć ich magią, gdy jest w "drugiej postaci". Wyczarowani przeciwnicy byli nieco silniejsi i zwinniejsi niż ich prawdziwi odpowiednicy. Robił uniki, znikał na sekundę by pojawić się w innym miejscu i atakował. Ciął przeciwnika długimi szponami, ciskał przeróżnymi klątwami, lecz ci nie znikali tylko zostawali ogłuszani na kilka sekund. Specjalnie tak właśnie zostali zaczarowani. Z każdą godziną było trudniej ich pokonać. Harry zaczął wyobrażać sobie w nich Voldemorta. Kiedy wpatrywał się w tę gadzią twarz ogarniała go wściekłość. Jego ruchy stawały się szybsze, zaklęcia celniejsze i potężniejsze. Ziemia zaczęła lekko drgać a soki w drzewka na polance zaczęły syczeć i parować. Przeciwnicy – Cienie zaczęły ciskać zaklęciami torturującymi i innymi paskudnymi klątwami, lecz żadna nie trafiała, cel był zbyt szybki. Gdy trzech z nich rzuciło w niego uśmiercające zaklęcie, ten osłonił się skrzydłami, które wchłonęły zaklęcie. W tedy ujrzał twarz Dumbledore'a uśmiechniętego szyderczo. Nagle drzewka stanęły w zielonych płomieniach. Harry uśmiechną się obnażając wydłużone kły. Jego oczy z pionowymi źrenicami "płonęły", biła z nich jaskrawa zieleń i wydobywała się kilku centymetrowej długości zielona para, niczym dym z komina. Zrobiło się strasznie zimno a światło słońca przygasło ustępując miejsca mrocznemu cieniowi. Zasyczał niczym wąż szykujący się do ataku. Uniósł skrzydła a ramiona z nich wystające wygięły się w łuk do tyłu a końcami skierowane na przeciwników. Wiedział, co teraz zrobi, co teraz powie... Wyciągną ręce przed siebie a palce dłoni zgiął tak, że wyglądało jakby ściskał niewidzialną piłkę tenisową.

– Bellieadaree Verdrre aga mook, – Gdy wypowiadał zaklęcie w jego dłoniach zaczęły formować się zielone płomienie. Po wypowiedzeniu ostatniego słowa zaklęcia wyprostował drżące palce a zielone płomienie z prędkością błyskawicy pomknęły do przodu łącząc się po drodze i gdy znalazły się między przeciwnikami wybuchła jaskrawo zielonym ogniem pochłaniając wszystkich śmierciożerców. Gdy ogień znikł z przeciwników został tylko proch: poza jednym. Podszedł do zmienionej w kamień kopii Dumbledore'a. Po chwili z kamiennej piersi wybił się zakrzywiony kolec ogona Potter'a. Uniósł posąg obracając go raz i przybliżył do siebie. Popatrzył chwilę w tę znienawidzoną twarz i szybkim zdecydowanym ruchem ściął mu głowę swymi szponami. Następnie wszystkie ramiona wbiły się w kamień i w następnej chwili posąg został rozerwany na kawałki.
"graviora manent, Dumbledore... Najgorsze dopiero nadejdzie, Dumbledore " Pomyślał mściwie. Odwrócił się i ruszył do domu wracając do swojej normalnej postaci tym samym zgasił płomienie palące drzewka pozostawiając je czarne jak węgiel i kiedy powiał mocniej wiatr rozsypały się w proch. Jego wzrok zatrzymał się na gołębiu siedzącym na oknie. Przywołał jedno ramię i szybkim ruchem pochwycił ptaka, ku jego zadowoleniu ptak nie zginą od niej. Uśmiechną się zadowolony, po czym uśmiercił ptaka skręcając mu kark a potem zmieniając w proch.

– Potęga chaosu w moich rękach – mrukną cicho.


W końcu wakacje dobiegły końca ku ogólnemu niezadowoleniu wszystkich domowników. Przyjaciele nie bardzo chcieli tam wracać, Tu jest im dobrze i nie muszą przed nikim udawać, że się znają.

– Wiesz braciszku, mam dla ciebie ksywkę – zagadnęła do niego uśmiechnięta od ucha do ucha Samantaha.

– Mam się zacząć bać?

– Feniks – oznajmiła dumnie.

– Feniks? Ja nie odradzam się z popiołów… Przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo.

– Nie w tym rzecz. Kiedyś czytałam o starożytnym feniksie, był dwukrotnie większy niż te dzisiejsze a jego ciało było żywym ogniem i gdzie się pojawiał wszystko w promieniu kilkunastu metrów stawało w płomieniach. Przypomniałam sobie o tym, gdy oglądałam twój ostatni trening.

– Całkiem fajna, dzięki Sammy. Choć znając ciebie mogłem się spodziewać czegoś mniej fajnego.

– Wpierw myślałam o Gumisiu, ale było już zajęte.

– No dobra, ja zabieram naszą parkę ze sobą – odezwał się w końcu nietoperz spoglądając na Potter'a i Hermione siedzącą mu na kolanach.

– A i jeszcze jedno, Samantho rozmawiałem z Dumbledore'm

– Możesz się pakować, bo jedziesz do Hogwartu.

– Poważnie? – Dziewczyna rozpromieniła się.

– Jak najbardziej, wszelkie potrzebne rzeczy dotrą do ciebie jeszcze przed końcem uczty powitalnej.

– To do zobaczenia w pociągu – rzekł gryfon i znikli po chwili w czarnej mgiełce.

Pociąg mkną szybko przez ciemna noc, przebijał się przez szalejącą na zewnątrz burzę. W jednym z przedziałów dwójka gryfonów: chłopak i dziewczyna, całowali się szepcząc sobie coś do uszu. Naglę tę sielankę przerwało czyjeś wtargnięcie do przedziału.

– Najpierw się puka! – Warkną zły, że ktoś im przeszkodził i oderwał się od swojej dziewczyny spoglądając na intruza, którym okazał się być...

– Ron? – Ten nic nie odpowiedział tylko patrzył na nich z niedowierzaniem. Dopiero po dłuższej chwili otrząsną się.

– Hermiono! Gdzie ty się podziewałaś? Martwiłem się, kiedy znikłaś – odezwał się całkowicie ignorując Potter'a.

– Byłam z moim chłopakiem, Ron – powiedziała wyraźnie akcentując słowo "chłopakiem", z Harry'm.

– To ty i on... to wy jesteście r-razem?

– Trafne spostrzeżenie – mrukną pod nosem zielonooki.

Twarz Weasley'a poczerwieniała na sekundę. – Czemu nic nie powiedzieliście?! I gdzie byliście?!

– Wybacz nam, że teraz się dowiedziałeś, ale tam gdzie byliśmy nie mieliśmy możliwości kontaktu z nikim.

– Czyli gdzie? – Naciskał.

– W domu profesora Snape'a – powiedział spokojnie Harry. – Była jeszcze jedna dziewczyna i jej brat.

– U Snape'a?! – Ron prychną pogardliwie.

– O co ci chodzi, Ron? – Spytała Hermiona.

– O nic, przepraszam. Martwiłem się o ciebie Hermi. – Harry drgną zaniepokojony jego wypowiedzią.

– Niepotrzebnie. A co działo się podczas naszej nie obecności? – Dziewczyna szybko zmieniła temat. W tym momencie do przedziału weszła siostra Harry'ego.

– Cześć Hermiono, cześć Harry. Nie przeszkadzam?

– Nie, właź – uśmiechnęła się gryfonka.

Rudzielec spojrzał na nią zaciekawiony, ale nic nie powiedział.

– O, to właśnie o niej ci wspomniałem Ron – zwrócił się do przyjaciela gryfon. – To jest...

– Malfoy! – Warkną na widok wchodzącego za dziewczyną blondyna.

– Mnie też nie cieszy twój widok, Weasley.

– Czego tu chcesz?!

– Niczego. Przyszedłem tu z siostrą – powiedział obojętnym głosem – Potter, Granger – skiną im głową.

– Widzę, że bratasz się z wrogiem, Harry. Kto wie czego Snape was tam uczył! – Obrzucił ich pogardliwym spojrzeniem, po czym dodał:

– Chodźmy stad Hermi, bo się czymś zarazimy.

– Zgłupiałeś Ron? Z jakim wrogiem? Co ty bredzisz? Poza tym Harry jest moim chłopakiem i jeśli on zostaje to ja też.

– Widzę, że ciebie też przekabacili... w porządku, tylko nie mów, że Cię nie ostrzegałem. Kto z wrogiem przystaje, taki sam się staje, Hermiono. – I wyszedł.

– A tego, co ugryzło? – Spytała Samantha.

– Też chciałbym wiedzieć – mruknął jej brat.

Po niecałej godzinie pociąg zaczął powoli zwalniać, co oznaczało, że dojeżdżają na stację. Draco i Samantha poszli do swojego przedziału. Gdy Hermiona zaczęła się przebierać i została już w samej bieliźnie podszedł do niej Potter i objął ja w pasie, i ustami musną jej kark.

– Harry...

– Mhm – mruknął.

Obróciła się twarzą do niego i zobaczyła na jego ustach figlarny uśmiech a oczy mu błyszczały. Pocałował ją czule a ona odwzajemniła gest jego dłonie przesuwały się powoli do góry ku zapięciu stanika.

– Nie teraz... proszę... jeszcze ktoś nas nakryje... musimy wysiadać za chwilę – mówiła odrywając się, co i raz od jego ust.

– Chciałbyś – zaśmiała się, gdy szepną jej coś do ucha.

– A ty nie?

– Może tak, a może nie. Innym razem skarbie – dała mu buziaka w policzek i popchnęła na siedzenie, po czym ubrała szybko szkolny mundurek i założyła płaszcz.

Po chwili chłopak też był przebrany. Wyszli na pogrążoną w mroku stację i ruszyli do powozów zaprzężonych w testrale. Do powozu Potter'a i Hermiony dołączyły jeszcze trzy osoby: Neville, Luna oraz Ginny. Ta ostatnia zachowywała się równie dziwnie jak jej brat, całą drogę zerkała, co chwilę na Harry'ego z dziwnym uśmiechem na ustach. Niepokoiło to - delikatnie mówiąc - wybrańca.
W końcu dotarli do wrót zamku i uczniowie zaczęli się wsypywać do środka. Po dobrych piętnastu minutach, kiedy wszyscy siedzieli na swych miejscach, powstał Dumbledore uciszając wszelkie rozmowy. W Harry'm zawrzało, gdy go zobaczył zacisną pięści i z całą siłą woli powstrzymał się od rzucenia na starca. Hermiona położyła mu dłoń na ramieniu, syknęła cicho i skrzywiła się, gdy dotykając jego ramienia sparzyła sobie dłoń, ale nie cofnęła jej. Po chwili uspokoił się a Hermiona usiadła tuż za jego plecami i objęła go w pasie opierając brodę o jego ramię wywołując tym zdziwienie i szepty przy stole gryfonów.

– Witam wszystkich w nowym roku szkolnym – zaczął dyrektor – witam nowych jak i starych uczniów – zerkną na dwójkę demonów i uśmiechną się do nich. Harry zmusił się by odwzajemnić uśmiech.

– Nim rozpocznie się przydział pragnąłbym coś ogłosić – urwał na chwilę, po czym ciągną dalej. – Otóż nowym a raczej nową nauczycielką Obrony Przed Czarną Magią jest... Nimfadora Tonks.

Na Sali rozległy się głośne brawa a szczególnie od strony męskiej, ale co tu się dziwić? Tonks miała zaledwie dwadzieścia dwa lata i teraz miała długie ciemno granatowe proste włosy i duże niebieskie oczy, była smukła, a twarz miała niczym u elfki. Wyglądała oszałamiająco.

– I ostatnia ważna sprawa... Profesor McGonagall – profesorka wstała ze swojego miejsca i odezwała się:

– Dziękuje Albusie, jest mi niezmiernie smutno, że to robię, ale nadszedł już czas... Odchodzę na wcześniejszą emeryturę. Jestem zmęczona tym wszystkim a w domu w spokoju oddam się zgłębianiu tajników transmutacji – uśmiechnęła się przez łzy wzruszenia – jestem dumna, że mogłam uczyć was moi drodzy, dziękuję wszystkim nauczycielom za lata wspaniałej przyjaźni i współpracy... dziękuję wam drodzy uczniowie, że mogłam was uczyć i poznać. – Uczniowie wstali ze swoich miejsc a w następnej sekundzie po Sali rozeszły się gromkie oklaski i przez dobre dziesięć minut nie przestawali. Nauczycielka uśmiechnęła się do nich i skinęła im głową.

– Żegnajcie – powiedziała i odprowadzana oklaskami i zasmuconymi spojrzeniami wyszła bocznym wejściem od strony stołu nauczycielskiego.

– Jej miejsce zajmie były nauczyciel OPCMu, Remus Lupin – odezwał się Dumbledore, gdy wszyscy ponownie usiedli a sala została zalana ponownie brawami – zapowiedziany mężczyzna wstał, zrzucił kaptur i skłonił się im.

– A teraz czas na przydział. Do Sali wszedł woźny niosąc stołek z Tiarą Przydziału. Pierwszoroczni ustawili się w rządku przed stołkiem. Harry dostrzegł w śród nich siostrę i uśmiechną się do niej a ona odwzajemniła gest. Po chwili tiara przemówiła.

– Nie będzie żadnej pieśni, nie będzie żadnego wiersza...
Ciemność nadciąga, zło wychyla się z ukrycia. Już wkrótce ukarze swe prawdziwe oblicze a w tedy musicie być gotowi na dokonanie wyboru, wyboru, który zadecyduje o waszym życiu bądź śmierci. Gdy nadejdzie ten dzień wybierzecie, po której stronie się staniecie!

Na Sali zaległa cisza, wszyscy wpatrywali się w osłupieniu w Tiarę. Dyrektor Hogwartu wstał i przerwał ciszę.

– Gdy wyczytane zostanie czyjeś imię i nazwisko, siada na stołku i nakłada tiarę. Po przydzieleniu udaje się do odpowiedniego stołu. Przez następne dwadzieścia minut pierwszoroczni zostawali przydzielani między domy. Teraz została tylko Samantha.

– Pragnę teraz powiedzieć, że mamy nową uczennice, która przybyła do nas z Drumstrangu i będzie chodziła na szósty rok. Panna Samantha Malfoy! – Po Sali przeszedł szmer zdziwionych i zaciekawionych rozmów.

Dziewczyna usiadła na stołki i nałożyła Tiarę. Po chwili Kapelusz krzyknął.

– Slytherin! – Przy owym stole rozległy się oklaski i wiwaty. Harry spojrzał w stronę siostry i uśmiechną się łobuzersko a potem mrugną do Dracona.

– Teraz nie pozostaje mi nic innego jak życzyć wam... Smacznego!


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Pon 12:53, 02 Lip 2007  
Lilria
Prefekt



Dołączył: 22 Lis 2006
Posty: 86
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ~*~Z książki ~*~


No no no... Aravan muszę powiedzieć, że nawet fajny ten rozdział... Tylko nie rozumiem za bardzo reakcji Wiepszeja i Ginny... Aczkolwiek podobało mi się... Szkoda tylko, że tak długo czekaliśmy na ten rozdział. Razz


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Czw 23:51, 26 Lip 2007  
Vanessa Vonsecy
Mugol



Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5



Cóż mam powiedzieć? Podobało mi się, bardzo mi się podobało...
Tak sobie myślę, czy przypadkiem odejście Minerwy nie jest zaplanowane przez "wielebnego dyrcia"? Niech GAD* was chroni...

Kłania się z szacunkiem i odchodzi w tylko sobie znanym kierunku:
Vanessa Vonsecy


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Forum Dyskusje na temat Harryego Pottera Strona Główna -> Opowiadania -> Harry Potter i Berło Zniszczenia Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 1 z 2  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Idź do strony 1, 2  Następny
   
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin
Regulamin